Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#38253

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Krótka historia na temat ludzkiej bezmyślności.

Mam fobię-wręcz panicznie boję się pszczół, os, trzmieli i innych uzbrojonych insektów latających.
Wszyscy moi przyjaciele wiedzą o tym i oddelegowują mnie z każdego pomieszczenia/terenu, gdzie jakiś egzemplarz się znalazł.
Nie tylko by nie stresować mnie i nie wystawiać na próbę mojej zdolności kontroli nad atakami paniki-mam bardzo silne uczulenie na jad owadów-szczególnie os i pszczół.
Zawsze gdy wchodzę w nowe otoczenie, bo jako dziecko i nastolatka jeździłam na różne kolonie, turnieje (strzelam z łuku) itp., ostrzegam o mojej przypadłości, by w razie wypadku można było zareagować w odpowiedni sposób.

Kiedy miałam szesnaście lat, na kolonii, dużo moich znajomych robiło sobie żarty z tej "zmyślonej alergii". Znajdowałam martwe pszczoły w torebce, sztuczne owady czy inne paskudztwa, rozłożone strategicznie w używanych przeze mnie miejscach. Było to oczywiście dla żartu, może nieco grubymi nićmi szytego, ale kiedy powiedziałam dość, to koledzy przeprosili i powiedzieli, że więcej się nie powtórzy.

Jeden jedyny Baran, bo inaczej nie nazwę, stwierdził, że skoro wszyscy mają taki ubaw z tych pszczół, on także będzie taki odjazdowy - ale jego żart musiał być sto razy lepszy od innych. Jedna z pszczołowych wcześniej osób zdradziła mi, żebym uważała na Barana, bo on coś planuje zbroić, chwalił się dnia poprzedniego w pokoju wspólnym, ale nie doprecyzował, co dokładnie.
Nie przejęłam się - nie pomyślałam o poziomie skretyniałości u tego półmózga.

Jedna z dziewczyn, blond atrakcja kolonijna, powiedziała, że opiekun naszej grupy każe mi iść do pokoju nr.4, bo się pokaleczył jakiś chłopak i trzeba opatrzyć (wpisałam się jako ochotnicza pielęgniarka).
No to idę, wychodzę, przełażę korytarzyk, za drzwiczki, a w sali pusto... już w głowie świtało mi, że dałam się nabrać na żart.
Podchodzę do drzwi, szarpnęłam klamką i... nic.
Nie działa, zablokowana klamka.
Pukam, wołam, że to nie śmieszne, bo pomieszczenie dość małe i czuję się baaardzo niekomfortowo. Słyszę jakieś ruchy za drzwiami, więc ktoś siedzi tam.
No dobra, odstoję swoje, powołam trochę, to wypuszczą, ewentualnie opiekun przejdzie to opieprzy gówniarzy i wyjdę.

Przeliczyłam się - okna zakratowane w większości hardym metalem, bo dawnymi czasy ktoś sobie skoczył z okna i złamał nogę, a dyrektor się wkurzył, więc nie wylezę przez nie. Jedno, za małe by się przecisnąć okienko otwarte.
Usiadłam na poduszce przy drzwiach i czekam.

Spojrzałam na okienko, bo dobiegł mnie z zewnątrz jakiś krzyk i... wleciała przez nie przywiązana do kamienia siatka. Nie wiem, jak to było zrobione, grunt, że siatka otworzyła się przy upadku - a z niej wyleciała, jeśli nie chmara - to naprawdę porządna grupa pszczół, wściekłych jak nigdy.
Nawrzeszczałam się pod drzwiami, rozpłakałam, ogólnie histeria, zza drzwi odpowiadają mi śmiechy kilku osób.
Pamiętam tyle, do pierwszego użądlenia - uczynni koledzy dopowiedzieli mi resztę, kiedy już wyszłam ze szpitala.
Baran z trzema kumplami zastawił na mnie pułapkę, wcześniej dorwali gniazdo dzikich pszczół z lasu nieopodal.

Mieli kupę śmiechu, z moich błagań i wrzasków, do momentu aż zapadła cisza. Okazało się, że drzwi nie dało się odblokować - spanikowany Baran poleciał do opiekuna, wykopali razem krzesło spod klamki, otworzyli kluczem drzwi i znaleźli mnie na podłodze. Na szyi, odsłoniętych ramionach, plecach i na udzie miałam w sumie sześć użądleń, spuchniętych jak jasna cholera, czerwono-fioletowych.
I tak cud, że nie więcej, ale okienko było po przeciwnej stronie, niż drzwi.

Ambulans, szpital, wiadomo, rodziców wezwali, dyrektor sam przyjechał z ośrodka (pamiętam do dziś, że dostałam od niego list z przeprosinami i wielgachne pudło czekoladek, chociaż przecież w niczym on sam nie zawinił). Baran miał "wypadek" i chodził później z podbitym okiem, bo chwalił się(!) w świetlicy tym, jak mnie urządził - chyba zrozumiał lekcję, bo przyszedł mnie przeprosić.

A ja? Przeżyłam pierwszy (nie ostatni) wstrząs anafilaktyczny, moja fobia pogłębiła się tak bardzo, że do dziś kiedy słyszę podejrzane bzyczenie mam ciarki, w dodatku długo po tej niemiłej przygodzie bałam się być sama w zamkniętym pomieszczeniu. I tylko dlatego, że jakiemuś idiocie zdawało się, że to taki świetny żart. Bynajmniej.

kolonia

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1280 (1358)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…