Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#38276

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W regulaminie obozu, na którym byłem opiekunem, była bardzo oczywista klauzula, że kierownika obozu należy poinformować o chorobach przewlekłych i lekach, które powinien brać uczestnik.

Nie wszyscy rodzice wzięli sobie to do serca. I tak mieliśmy parę uczulonych na jad os, pszczół i innych skrzydlatych (na szczęście nie było ukąszeń), o czym dowiedzieliśmy się od samych dzieci, bo w papierach na ten temat ani mru mru.

Był też jeden utajony cukrzyk, który również sam się przyznał, po telefonie do rodziców opadły nam ręce; rodzice stwierdzili, że nie powiadomili kolonii, bo dziecko póki co nie bierze insuliny i jest leczone dietą, więc myśleli, że skoro nie ma leków, to nie trzeba... Na kolonii, wiadomo, i lody się zdarzą, i jakiś bardziej węglowodanowy posiłek, trzeba wiedzieć, że dzieciak nam może odpłynąć po porcji makaronu z truskawkami! I że wymaga specjalnego menu.

"Hitem" był jednak przypadek jednego ze starszych uczestników. Chłopak piętnastoletni, na oko sympatyczny, ułożony. Miał jednak swoje demony. Po raz pierwszy zaniepokoiliśmy się, gdy podczas kąpieli w jeziorze, bez skrępowania zaczął się publicznie onanizować, patrząc na koleżanki w kostiumach kąpielowych (w tym dwunastoletnie). Upomniany, nie do końca umiał zrozumieć, czemu jesteśmy zaniepokojeni. Po dwóch dniach zaczął się zmieniać jego sposób zachowania. Zaczął popadać w niepohamowane słowotoki, które były nielogiczne i nad którymi nie umiał zapanować, miał tiki nerwowe, nie mógł spać w nocy, był bardzo pobudzony.

Zaczęliśmy mieć na niego oko.

Apogeum zdarzyło się w zieloną noc. Na ogół nie mieliśmy większego problemu z piciem alkoholu przez uczestników, jednak tej nocy chłopakom udało się przemycić do pokoju kilka piw. Z tego, co potem mówili, wypili po piwku, nikt się jakoś przesadnie nie upił, gdy nagle opisany wyżej Wojtek zaczął się dziwnie zachowywać. Stał się pobudzony, agresywny, zaczął wołać, że widzi jakieś diabły czy demony.

Chłopcy przestraszeni pobiegli po kogoś z opiekunów, nawet już nie bardzo się przejmując, że się piwkowanie wyda - niepokój był silniejszy. Gdy wbiegliśmy do pokoju, Wojtek ciął turystycznym nożem poduszkę na strzępy, wołając, że jednego diabła już zabił, ale mamy uważać, bo jeden jest jeszcze w szafie, a drugi w koszu na śmieci.

Obezwładniliśmy go i wezwaliśmy pogotowie. Ze szpitala dwa dni później odebrali go rodzice.

Szczerze mówiąc myśleliśmy,że może jego urojenia wzięły się z jakichś dodatkowych środków odurzających, że może coś wziął, zanim zaczął pić.

Dziś kierownik obozu zadzwonił do nas, że dowiedział się, co było Wojtkowi: zdiagnozowana parę lat temu, ale nie leczona (i oczywiście nie zgłoszona) cyklofrenia.

Obóz w górach - rok 2012

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 780 (822)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…