Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#38295

przez (PW) ·
| Do ulubionych
A propos bezwypadkowych samochodów i ostatniej historii o poszukiwaniu astry...

Sytuacja miała miejsce kilka lat temu. Moja mama wraz z 2 innymi osobami miała wyruszyć w delegację do Lwowa, a że to parę kilometrów jest i że samochodem wygodniej, jakoś tak się złożyło, że padło na naszą, wtedy 5 letnią, astrę. Jako, że mama nie jeździ, kierowcą został jedyny facet wśród tej reprezentacyjnej trójki. Wyjazd niedziela, 7 rano, po godzinie telefon do domu, że mieli wypadek, przejechali zaledwie 40 km.

Z jednej strony nieodpowiedzialny okazał się facet, który z czwórką dzieci, wracał swoim passatem z jakiegoś konkursu, mknąc ponad 100km/h po krętych i mokrych ulicach pewnej wioski, uderzając najpierw w jeden samochód, potem w naszą astrę. Siła uderzenia była tak ogromna, że silnik Astry, przesiadł się spod maski, na miejsce pasażera. Wina oczywiście bezsprzeczna kierowcy Passata.

Z grubsza wszyscy wyszli cało, bez poważnych uszczerbków na zdrowiu, a mama siedząca na miejscu pasażera, miała tylko trochę stłuczeń, ran i jakieś złamania dolnej kończyny. Swoją drogą, patrząc na widok samochodu, zasługą tylko takiego stanu rzeczy były poduszki powietrzne, które swoją wielkością, przypominały 100kg worek na żyto.

Pomijając całość procesu użerania się z PZU, które oceniło zniszczenie samochodu na 80%, po chyba 5 odwołaniu od decyzji, oddało 100% wyliczonej przez nich wartości pojazdu, która i tak nie wystarczyłaby na zakupienie sprawnego identycznego modelu z tego rocznika. Ale co poradzić, kilka miesięcy później, kupiliśmy nową... Astrę 2.

Pozostał nam wrak, którego trzeba było się pozbyć. Wybraliśmy najlepszą ofertę i otrzymaliśmy od handlarza za 1,5 tony złomu w bardzo ładnym, szafirowym kolorze ok. 1000 zł. Zawsze coś.
Kilka miesięcy później odebrałem telefon słysząc mniej więcej takie powitanie "Dzień dobry, komenda policji, wydział przestępczości zorganizowanej, Pruszków. Czy mógłbym rozmawiać z właścicielem niebieskiego pojazdu?". Zbity nieco z tropu, podałem numer komórki taty, a wieczorem poznaliśmy powód rozmowy.

Otóż okazało się, że ów handlarz, wyklepał cały samochód (osobiście zastanawiam się, czy udało mu się odtworzyć astrę, czy jednak zrobił corsę) i sprzedał prawdopodobnie jakiemuś członkowi mafii w Pruszkowie. Oczywiście samochód posłużył w jakichś szemranych interesach (szczegółów nie poznaliśmy ze względu na tajemnicę śledztwa, ale ponoć gruba sprawa), przez co podejrzenie padło na pierwotnego właściciela samochodu, bo po co go przerejestrowywać.
Na szczęście, w domu znalazły się dokumenty sprzedaży auta. W przeciwnym wypadku, mój tata musiałby zmienić garnitur, na zwykłą koszulę w paski, na kilkanaście dobrych lat.

Piekielności należy szukać w handlarzu samochodami. Samochód oczywiście został sprzedany jako 'po kolizji', bo dla nas to bez znaczenia, a i nikt nie podejrzewał, że da się zrobić z niego coś więcej niż żyletki.

podkarpacie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 390 (438)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…