Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#38538

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historia o walce z nastoletnim rozwydrzeniem (oraz dlaczego nie pochwalam tzw. bezstresowego wychowania).

Tydzień temu ciocia dzwoni, prosi mnie bardzo, żebym zajęła się jej 14 letnim cudem, bo ona jedzie na dwa tygodnie do sanatorium, a nie ma kto zostać z Kubusiem.
No dobrze - ja planów nie mam póki co, wakacyjne jakiekolwiek się posypały dawno (o tym może w kolejnej historii), a ciocia dużo mi swojego czasu pomogła - czas się zrewanżować.

Godzina sądu wybiła, taksówka podjechała, przez mój próg przechodzi wypielęgnowany nastolatek, dumnie wyprostowany, zarzucając blond grzywką.
Rzucił torbę i plecak na ziemię, zaczesał włos za ucho, spojrzał na mnie i przemówił:

- Zanieś mi to do mojego pokoju. I zrób herbatę, zieloną z jaśminem najlepiej.
Zdębiałam lekko.
- Co się gapisz? Pronto.
Wybuchłam śmiechem, wskazując mu schody.
- Schodami na górę i drabinką do klapy w suficie.
- No chyba cię poje*ało. Nie będę na strychu spał jak jakiś biedak.
- Oj, będziesz. W tej chwili zbieraj dupę w troki i śmigaj na górę. Jeszcze raz do mnie przeklnij, to pożałujesz.
- No, co mi zrobisz, co?
Zagiął mnie na chwilę. Bić przecież nie będę.
- No i co? Już taka w gębie mocna nie jesteś? Daj tą herbatę i mi nalej ciepłej wody do wanny, ale nie więcej niż 30 stopni. I przygotuj ręcznik, tylko nie szorstki. Mam nadzieję, że masz w tej dziurze suszarkę? Ej, mówię do ciebie!
- No to mów, tylko może zacznij z sensem. Co ty, do hotelu na wakacje przyjechałeś? Do pokoju, migiem, albo spać będziesz bez kolacji. I mnie nie denerwuj.
Rzucił mi spojrzenie zabójcy pluszaków, a ja z uśmiechem wskazałam mu schody.

Myślałam naiwnie, że kolejnego dnia weźmie sobie do serca złotą radę. Nie wziął.

Dzień 1.
Bilans: zbita waza japońska, kot zamknięty w koszu na pranie, wrzaski, wybrzydzanie przy obiedzie. Jak mu kazałam wstać i iść do pokoju, obraził się i poszedł. Trzy godziny później zleciał na dół, porwał garnek z shawarmą do pokoju i zamknął się w nim (pokoju, nie garnku).

Dzień 2.
Ukradł butelkę koniaku i próbował się napić. Nie był w stanie choćby odkręcić butelki. Kazał mi to zrobić. Byłam blisko, by kazać mu spierd*lać, ale powstrzymałam się metodą medytacji. "Nie zabijaj go, nie masz gdzie ukryć ciała" okazało się dobrą mantrą.

Dzień 3.
Złamał paznokieć. Histeria jak przy otwartym złamaniu. Nakrzyczał na mnie, zaczerwieniony od płaczu, że jestem beznadziejna, że on teraz umrze, żebym się pier*oliła, że naśle na mnie wszystkie możliwe instytucje broniące praw dziecka. Zapytałam, czy chce numery, bo z niektórymi jestem w kontakcie. Próbował mnie uderzyć(?!), udawał atak serca, próbował uciec z domu, niestety, zamiast na zewnątrz, trafił do łazienki (duży dom).

Dzień 4.
Moje wszystkie wyuczone na studiach, oraz przetestowane już w praktyce, metody ujarzmienia dzikiego nastolatka, spełzły na niczym. Zadzwoniłam, zdesperowana, do Piotrka, mojego brata. Na jego widok Kubuś wrzasnął "KU*WA KLON" i uciekł. Piotrek obiecał zająć się młodym i dostarczyć mu nieco rozrywki, jako że od dawna planował z kolegami paintball w plenerze.

Dzień 5.
Dowiedziałam się, że Kuba próbował rozkazywać im (cokolwiek głosem drżącym i nieco niepewnym) w drodze na miejsce. Podczas "rozbijania obozu", zwędził niedźwiedziopodobnemu koledze mojego brata, F., papierosy. I portfel. Nakryty, po odebraniu przedmiotów, obraził się, nawrzeszczał. Problem w tym, że F. też wrzasnął. Kuba struchlał, niby wszystko ok. Jak kazali mu złapać za karabinek, zwyzywał ich od ch*jów, a później zmienił zdanie, złapał za broń i... strzelił w brzuch F. Trafił chyba jednak przez przypadek, bo jak się zorientował co zrobił, rzucił broń na ziemię i pocwałował w las. Po znalezieniu zguby, chłopcy postanowili poddać młodego małemu treningowi. Kubuś wrócił zabłocony, zmęczony, brudny, z siniakiem po kuli z farbą na tyłku. Palec się któremuś omsknął.

Dzień 6.
Zostałam zapytana, czy pomóc mi przy sprzątaniu po obiedzie. Na zakupach Kubuś niósł siatki nawet, a jak podniósł głos przy kolacji, to przeprosił i zapchał się na powrót omletem. Właśnie wstał (zazwyczaj schodzi z góry około 10.00).

Dzień 7 oficjalnie rozpoczęty :)

domowe przedszkole

Skomentuj (101) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1583 (1703)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…