Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#38608

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna super opowieść o poszukiwaniu pracy;) Wiem temat ma branie,ale muszę się podzielić moją ostatnią ROZMOWĄ KWALIFIKACYJNĄ - ja się uśmiałam, ale dla niektórych może być starszna. Po kolei.
Z powodów od siebie niezależnych jestem osobą bezrobotną. Co prawda skończyłam studia dzienne, mgr inż, i to kierunek raczej ścisły, nie żadna filozofia itp., dotychczasowe doświadczenie w pracy w biurze mam, bo niestety w zawodzie tylko cud może sprawić ze pracę dostanę. Także widząc jaka jest sytuacja na rynku pracy,stwierdziłam, że nie ma co wybrzydzać. Stanowisko Sekretarki mi uwłacza,ale lepsze to niż siedzenie na kuroniówce:/ Tak więc o takiej ofercie będzie.
Znalazłam na pewnym popularnym portalu ogłoszeniowym z przyrządem szkolnym w nazwie ofertę, że Sekretarkę/Asystentów/Handlowców przyjmą. A że Handlowiec to pewnie akwizycja albo inne call center, wysłałam aplikację zaznaczając,że na sekretarkę (ambicje w kieszonce miałam). Wysłałam.
Dzień następny. Dzwoni jakiś chłopak,przyjemny głos, że na rozmowę w dniu dzisiejszym zaprasza,było po godzinie 14,rozmowa miała oscylować w okolicach 18.30. Myślę sobie zajefajnie,ja poza miastem, ponad godzina drogi,samochód do mycia już nie mówię o tym, żeby się ogarnąć. Myślę, daruję sobie,tym bardziej,że chłopaczyna nie chciał mi podać adresu tylko skrzyżowanie ulic i że mam dzwonić. W sumie dziwne, ale może numeru ulicy nie widać czy coś, nie wnikam. I tak podczas szorowania mojego bziuma natchnęła mnie jakaś diabelska moc i stwierdziłam,że pojadę. Zadzwoniłam do psiapsiółki czy ze mną nie skoczy, gdyż to wszystko było na tyle dziwne,że po prostu się trochę bałam. Sprawdziłam jeszcze firmę w necie, ale że nazwa jakich bardzo wiele, to wujek google nie chciał mi nic konkretnego powiedzieć ( teraz już wiem dlaczego:D). Pieprz w sprayu w torebkę. Wsiadam-jadę(a nóż oferta życia)
Półtorej godziny później- jestem - dzwonię. Odebrał PAN WIELKI ASYSTENT(A),powiedział że zaraz po mnie przyjdzie pod kiosk. Ołki. Jest, gówniarz nawet 18 lat pewnie nie miał, nie raczył do mnie podejść, może się wystraszył, że ja z koleżanką (wysoka, szczupła, ładna blondyczeka), ale widzimy jakieś CV przekłada. Dobra podeszłam. Oznajmił mi(swoim zarozumiałym, świeżo po mutacji głosem), że PAN PREZES (PP) aktualnie poświęca swój czas wolny na rozmowy z nami. Rozmowa odbywać się miała na ławce przy placu zabaw między blokami. Mało z koleżanką się nie posikałyśmy ze śmiechu, ale w sumie przynajmniej miejsce nie zagrażające mojemu bezpieczeństwu, więc poszłam, a koleżanka czuwała z daleka. Po drodze zaśmiałam się, że specyficzne miejsce jak na rozmowy kwalifikacyjne, zostałam skarcona wzrokiem "kobieto puchu marny" i poinformowana, ŻE NIE POLECA MI BYĆ PRZY PREZESIE ZBYT WESOŁĄ itp. szczęka do ziemi, zawsze mam uśmiech na ustach (ot takie skrzywienie). Czekamy bo PP jeszcze z jakąś biedną dziewuszyną siedzi. Do A telefon, mówi, że przekaże PP, który skontaktuje się z Panią i się umówicie. Zaznaczył nazwisko na swojej liście, jakieś dwie pozycje przed moim. Wtem A uświadomił mi, że będę musiała bardzo się postarać, bo już 2 dziewczyny dzwoniły i pytały co mają zrobić żeby tą pracę dostać. WTF? Miałam ochotę odejść ze śmiechem, ale stwierdziłam, że w sumie może być ciekawie, a że nic mi nie zagraża to czekam dalej. Poszłam.
Przywitaliśmy się, siedliśmy na ławce i się zaczyna. PP zaczyna swój 20 minutowy monolog, gdyż moja osoba akurat mało go obchodziła. Po 3 minutach opowieści miałam ochotę zwrócić obiad. Pani Rowling mogłaby prosić o konsultacje, bo PP co jak co ale wyobraźnię miał. Nasłuchałam się o tym jakimi miliardami franków szwajcarskich nie obraca, gdzie to ma firmy (żadnej nazwy), że rezyduje w Szwecji ogólnie i go tu nie ma. Zastanowiłam się tylko, czemu skoro taki bogaty jest to na naprawę zębów go nie stać, bo akurat skrzywienie takie mam i bardzo uwagę zwracam, chciałam mu polecić pobliski Instytut Implantologii ale się powstrzymałam niestety. Że biuro na paręnaście sekretarek chce tu otworzyć i takie tam różne jakie to piękne i wogóle. Wynagrodzenie 1800 euro na rękę, bo dla niego 3000PLN to poniżanie pracownika. Potem coś o Zurychu mówił tak jak wcześniej o Szwecji, chyba mu się ze Szwajcarią pomyliła, nie wnikam. Nazwiska niestety nie zapamiętałam, ale podobno bardzo znany w Polsce jest itp itd. Spytał się mnie czemu sztuczną biżuterię noszę - WTF? (miałam tylko normalny zegarek i zwykłe małe wkręty w uszach). Jak o coś spytał to w pół zdania przerywał. Jego jedynie pytania to o języki, czy jestem panną, czy mieszkam z rodzicami i czy mam chłopaka, wszystko tak w paro minutowych odstępach.
Zbliżamy się do końca. PP mnie zapytał, czemu to akurat mnie ma zatrudnić. Więc zaczęłam swój wywód jaki to ja jestem dobry pracownik, szkoła, wykształcenie, doświadczenie i tak dalej. No ale widocznie nie o to mu chodziło. Więc zapytał ponownie czemu ma mnie zatrudnić. Zamilkłam. PP kazał mi się przejść i zastanowić co mam mu powiedzieć, że co zrobię, żeby mnie zatrudnił. I jak wrócę to moja odpowiedź miała brzmieć tak: "Panie Tomaszu, żeby dostać tą pracę to zrobię to, to i to". Ahahahah. Dobrze, że nie był bardziej bezpośredni, bo ten gaz by poszedł w użycie. Wstałam, zabrałam swoje CV i powiedziałam, że wrócę za 20 minut (niech czeka). No i się zawinęłam z koleżanką.
Dawno się tak nie uśmiałam jak podczas tej "rozmowy". Ale ja to jestem ja. I teraz się zastanawiam, kto jest bardziej piekielny. Ten kolo(ohydny, obrzydliwy, kijem bym nie ruszyła), który że niby za pracę parę młodych panienek zaliczy (nie łudźmy się, pracy to i za 1800PLN brutto żadnej nie da), czy te głupie dziewuchy o IQ 50, wierzące w to co mówi i oddające się bez skrupułów.
Tego dnia straciłam wiarę w ludzi i w ten durny świat.

Lublin- Miasto Cudów

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (220)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…