Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#38722

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, jak to Jass pierwszą pracę dostała (uprzedzam, będzie nieco obrzydliwie).

Jako że na studia wybierałam się do miasta dosyć oddalonego od mojego domu rodzinnego, a komputerem stacjonarnym brat by się absolutnie nie podzielił - wiadomo, wspólny komputer, więc kłótnie o niego były cały czas, a bez komputera żyć się nie da ;), więc postanowiłam zarobić w 'najdłuższe wakacje w życiu' na jakiś własny sprzęt.

Owo postanowienie nie zdążyło jeszcze ostygnąć, a już mama mi mówi, że w sklepie tuż obok naszego bloku poszukują ekspedientki. Ucieszyłam się, bo to przecież o rzut beretem, a i czasu na poszukiwanie pracy nie zdążyłam jeszcze zmarnować ;)

Muszę zaznaczyć, że nie był to zwykły 'spożywczak', ale miejsce, gdzie głównym towarem były wędliny i mięso.

Idę pełna nadziei do kierowniczki [K], a pani z miejsca bierze mnie na dzień próbny (dosłownie z miejsca).
Pierwsza piekielność z jej strony - ani słowem nie zająknęła się na temat książeczki sanepidowskiej (której, nota bene, nie miałam).
Myślę sobie: no nic, narzekać przecież z tego powodu nie będę.

[K] wdraża mnie w nowe obowiązki, i tak sobie pracujemy.
W pewnym momencie [K] mówi drugiej pracującej tam dziewczynie, żeby skoczyła po piwo.
Dziewczyna idzie, wraca, [K] rozlewa piwo dla naszej trójki.

Dla mnie to zdecydowanie była druga piekielność. Może to purytańskie, ale uważam, że w pracy (zwłaszcza takiej, w której ma się nieustanny kontakt z klientem) nie powinno się pić, nawet tej odrobiny piwa.
No ale cóż. Nowa byłam, więc przecież nie będę się wyłamywać.

Piekielność trzecia: mój dzień próbny wypadał w czwartek 30. kwietnia. Więc tuż przed długim weekendem. A tu pod koniec dnia [K] oznajmia, że mam przyjść w sobotę.
Nie powiem, zaskoczyła mnie ;)
Odpowiadam uprzejmie, że bardzo mi przykro, ale mam już plany na ten dzień (wiosenne porządki na działce z całą rodzinką, nijak nie dałabym rady się wymiksować).
Oj, [K] się to nie spodobało. Tłumaczę, że przecież nie wiedziałam, że z miejsca weźmie mnie na okres próbny, itp. itd. Cóż, w końcu do niej dotarło, że sobota z mojej strony naprawdę odpada, ale zadowolona nie była ;)

Przychodzę po długim weekendzie i gdzieś w połowie dnia, podczas krojenia wędliny na krajalnicy, dzięki mojemu wrodzonemu talentowi do obsługi wszelkiej maści urządzeń - razem z wędliną odcięłam sobie plasterek kciuka (wiem, po prostu trzeba być mną, żeby zrobić coś takiego ;) ).

Wiadomo, palce są bardzo unerwione, więc krew popłynęła solidnym strumieniem. Żeby nie spłoszyć klientki wymruczałam do drugiej dziewczyny, żeby dokończyła, a sama pobiegłam na zaplecze do łazienki.
Przyszła [K], pyta, co się stało. Tłumaczę trzymając rękę pod strumieniem zimnej wody. [K] znika, po czym wraca z kawałkiem gazy. Partyzancko się opatruję, ale palec cały czas bardzo mocno krwawi, więc pytam, czy może nie byłoby lepiej, gdybym wróciła do domu, bo zakrwawię coś poza wędliną dla tamtej klientki.

Nie byłoby lepiej. Dostałam foliową rękawiczkę i do końca dnia obsługiwałam klientów w rękawiczce, która w miejscu kciuka miała wielkie, zapaskudzone krwią coś (krew leciała jeszcze długo, więc cała gaza przesiąkła, a owinęłam palec dosyć grubo, więc wyglądało to dosyć paskudnie).

Może tutaj nie byłoby znowu jakiejś wielkiej piekielności, ale przypominam - nie miałam książeczki sanepidowskiej, więc kobieta przyjęła mnie z pełną świadomością, że mogę sobie być zarażona czymkolwiek.
Poza tym [K] nie uznała za stosowne wymienić wędliny klientce, której ukroiłam tę nieszczęsną wędlinę z kawałkiem swojego palca (uprzedzałam, że będzie obrzydliwie ;P).

Piekielność ostatnia - pod koniec dnia zapytałam, ile właściwie będę zarabiać miesięcznie (wiem, od tego powinnam zacząć, ale młoda i niedoświadczona byłam ;) ).
[K] oznajmiła, że niecałe 900zł. Plus potrącenie za straty (towar, który się nie sprzedał).

Podziękowałam.

praca sklepy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (137)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…