Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#38772

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niejedna była historia o tym, jak to ktoś ze śladami po pobraniu/oddaniu krwi był posądzony o bycie ćpunem w komunikacji miejskiej. Ale, że własna rodzina może osądzić, to się nie spodziewałam...

Jestem instruktorem harcerskim i byłam na obozie jako opiekun grupy. Pech chciał, że przedostatniego dnia doznałam urazu głowy i na noc wylądowałam w szpitalu na obserwacji. Przy przyjęciu krew pobierała mi bardzo sprytna pielęgniarka, która krwi mi pobrać nie mogła „bo coś lecieć nie chce”. Gmerała igłą, na moje stękanie reagowała „boli jak ruszam? Dziwne...”. Bardzo kurde dziwne...
Finalnie przebiła mi żyłę i krew pobrała mi inna pielęgniarka z drugiej ręki. A na zgięciu prawej wykwitł piękny, wielki krwiak.
Gdy wróciłam do domu już cała rodzina wiedziała o moim wypadku. Spotkaliśmy się u babci przy stole, więc ze szczegółami musiałam opowiadać co się stało, jak było w szpitalu...
Zimny pot mnie oblał, jak usłyszałam szeptaną rozmowę między babcią(B) a ciocią(C).
(B) A czemu ona ma takiego siniaka na reku? Przecież w głowę dostała...
(C) Pewno coś wzięła. Wiadomo przecież, że na tych obozach to cuda wianki się dzieją... A teraz na pielęgniarkę zwala...
Przerażające jest to, że córka cioci też latami na obozy jeździła jako kadra. Czy o niej ciocia też ma takie wspaniałe zdanie?

rodzinka

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (176)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…