Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#38904

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Choruję na schizofrenię. Historia mojej choroby nie jest ważna w tej historii. Ważne jest to, że moja dalsza rodzina (z naciskiem na wujostwo od strony matki) zalicza się do ludzi, dla których osoba psychicznie chora równa się osobie o ciężkim upośledzeniu umysłowym, a najlepiej to żeby wszystkich nienormalnych wystrzelać. To tyle tytułem wstępu.

Zmarło się samotnej ciotce, która zostawiła po sobie kawalerkę w centrum jednego z większych miast Polski. Nie wiedzieć czemu, ale zażyczyła sobie, żebym to właśnie ja stał się kolejnym właścicielem tego małego mieszkanka. Nie byłoby w tej historii nic piekielnego, gdyby nie reakcja "ukochanej" części rodziny, która w tempie natychmiastowym odwiedziła nas w całym składzie (czyli wujek, ciotka i dwie dorosłe córeczki, prawdopodobnie powołane do bycia starymi pannami) i zorganizowała awanturę (zabrakło tylko latających krzeseł by nazwać ją karczemną).

Czego się dowiedzieliśmy?
Moi rodzicie zrobili ciotce pranie mózgu. Wyłudzili od niej to mieszkanie. I to dla kogo? Dla byle wariata?! "Przecież wy i tak macie za dużo! Dom budujecie! Prace macie!". Tłumaczenie, że to była tylko i wyłącznie decyzja zmarłej, a my sami byliśmy tym niemniej zaskoczeni niż oni (chociaż nie tak oburzeni), spotykały się z kompletnym brakiem zrozumienia i jeszcze większą agresją z ich strony (tutaj muszę zaznaczyć, że tamta rodzina zawsze słynęła z dosyć przesadzonego podejścia do kwestii pieniężnych/majątkowych).
W końcu zostali najnormalniej w świecie wyproszeni z naszego domu z zaznaczeniem, że wrócimy do sprawy, gdy wszyscy ochłoną, a sama sprawa spadku zostanie ostatecznie rozwiązania (w dniu awantury nie wszystkie formalności były załatwione).

Potem przez pewien czas było cicho. Byliśmy pewni, że rodzinka poszła po rozum do głowy i odpuściła temat. Niestety, ale w końcu nadszedł moment, w którym uświadomiłem sobie jak bardzo się myliłem (i jak bardzo nie doceniłem pazerności tych ludzi!) - otóż pewnego pięknego popołudnia zawitał do nas... pan dzielnicowy z wezwaniem na komisariat. Dla mnie. Na przesłuchanie w sprawie rzekomego pobicia jednej z moich uroczych kuzynek.

Najgorsze jest to, że ja naprawdę się tego boję. Oczywiście jestem niewinny, właściwie to podczas awantury, w czasie której podobno kogoś pobiłem, siedziałem w innym pokoju, czekając aż ten cyrk dobiegnie końca. Policja i wszelkie organy sprawiedliwości wzbudzają we mnie przerażenie. Od czasu, gdy przyszło to wezwanie, boję się wyjść z domu, a każdy dzwonek do drzwi przyprawia mnie o stan przedzawałowy - bo jestem przekonany, że przyszli mnie aresztować.

Przepraszam, zabrakło mi siły na jakąś sensowną pointę, bo dla mnie to dopiero początek piekła.

rodzina

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 933 (1039)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…