Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#39063

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dla odmiany, nie o ratownictwie.
O pechu, który prześladuje mnie okrutnie...
Jeżdżę nietypowym samochodem. SUV, wielkości i aerodynamiki szafy gdańskiej na kołach. Jakieś 2.2 tony na pusto.
Do tego śnieżnobiały.
Wydawałoby się, że tej wielkości landarę widać z kosmosu.
Nic bardziej błędnego.

Jakieś dwa miesiące temu czekałem na swoją kolej pod warsztatem. Potworek stał grzecznie zaparkowany, ja obserwowałem pracę fachowców.
Z warsztatu wyjeżdżał młodzieniec. Oplem kombi.
Cofa, skręca, łups! Parkuje dokładnie w środku tyłu monster trucka...
Wysiada stropiony, przeprasza - on ... nie widział...
Pozwoliłem sobie tylko na westchnienie i sugestię, że skoro nie zauważył białej ściany za tyłkiem, ot zapewne jego instruktor był krewnym Stevie Wondera. Gość podpisał nabazgrane oświadczenie, przyznał się do winy, pojechał.
Zgłosiłem szkodę do jego firmy. Przy okazji dochodząc do wniosku, że tamtejsza ankieta była układana przez pracowników KGB... Musiałem podać kilkakrotnie swoje dane, dane właściciela samochodu sprawcy, jego dane (nawet, jeżeli były takie same), numer buta, wyznanie kota i przynależność partyjną pradziadka ze strony psa...
Ale nic to - przeżyjemy. Potem przyjechał rzeczoznawca, powiadomił, że koszt zderzaka do takiego auta może być piekielnie wysoki. Pojechał.

Mijają 2 tygodnie - bez informacji. Toteż dzwonię do firmy.
A tu niespodzianka: sprawca nie odpowiedział na żadne z wysłanych pism. Toteż poczekam sobie na ustalenie winy dłuuugo...
Ponieważ w ferworze walki nie spisałem numeru telefonu, pojechałem pod adres sprawcy. Żeby dowiedzieć się od jego matki, że syn... poszedł na pielgrzymkę. Zostawiając w domu nie wypełnione papiery. W końcu, czymże jest jeden zderzak wobec spraw boskich?
Zmąciłem radość matczyną z posiadania krynicy cnót wszelakich i powiedziałem, że za tydzień wrócę z policjantami, jeżeli mąż świątobliwy nie pofatyguje się wysłać wypełnionych kwitów do firmy.
Podziałało. Wysłał. Wypłacili tak śmieszną kwotę, że pokryła raptem koszt zderzaka, nie wspomnę o malowaniu i robocie. Ale nic to. Ważne, że po niemal dwóch miesiącach mogłem się nacieszyć gładkim zderzakiem i śnieżną bielą lakieru.
To było w piątek, znaczy odbiór wozu.

Wczoraj sobota. Siedzę w domu, uczę się. Dzwonek do drzwi.
Wzburzony sąsiad. Zaczyna rozmowę, że potrzebuje lekarza, bo na dole był wypadek i zatrzymana dziewczyna...
Brzmiało, jakby ktoś rozjechał kobietę, która obecnie nie żyje. Już miałem zasugerować natychmiastowe wezwanie karetki, kiedy sąsiad sprecyzował: przed chwilą wyjeżdżająca dziewczyna przywaliła z dużą siłą w tył... mojego świeżo wyremontowanego auta !!! Po czym próbowała cichaczem opuścić pole bitwy. Została zatrzymana przez boskiego sąsiada.
Zjechaliśmy na dół.
Musiałem użyć całego opanowania, żeby nie kląć i nie udusić sprawczyni imponującego wgniotu na tylnym zderzaku. Praktycznie cały narożnik plastikowego elementu został wgnieciony do środka.
Równiutkie 24 godziny po odbiorze!!!
Do tego, koleżanka mistrzyni kierownicy obsobaczyła mnie, kiedy spróbowałem delikatnie wyrazić swoje zdegustowanie umiejętnościami jeździeckimi jej psiapsiółki.
No i oczywiście, oni nigdzie nie uciekali, chcieli stanąć w bezpiecznym miejscu (w jej wypadku to chyba na środku pola) i obejrzeć szkody. Taka była wersja panienki...

Po chwili, jej kolega opowiedział, jak to inna kumpela tydzień temu też walnęła w samochód i - tu cytat - też chciała odjechać, ale też ją zatrzymali...
Całokształt plus przykre doświadczenia z solidnością sprawców w zakresie współpracy z towarzystwem ubezpieczeniowym spowodowały, że, pomimo głośnych protestów całej, jakoś dziwnie spokorniałej, trójki, wezwałem kawalerię. I chyba to był strzał w dziesiątkę. Po pierwsze, koledzy w niebieskim załatwili sprawę bardzo rzeczowo i szybko. Po wtóre, przyjechała matka panienki. Bardzo grzeczna i przemiła niewiasta. Która wyznała, że córcia właśnie wróciła po dwóch miesiącach pracy za granicą... Ta dzisiejsza młodzież... Gdybym nie skorzystał z pomocy stróżów prawa, bujałbym się kilka tygodni bez orzeczenia winy. A tak? Szkoda zgłoszona, sprawca ustalony. Do tego element wychowawczy w postaci mandatu i okrągłych punkcików. Tylko koleżanka nie będzie już mogła nikogo wychowywać mówiąc, że ta pani jeździ JUŻ TRZY LATA i bez stłuczki...

A ja? Chyba przemaluję brykę na pomarańczowo... Bo większą trudno będzie kupić, a skoro ktoś nie widzi tego rozmiaru białego kloca...

parkingi

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 800 (870)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…