Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#39282

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Trzy lata temu - ba czwartym roku studiów - znalazłam się w komitecie organizacyjnym zjazdu pewnego studenckiego stowarzyszenia o zasięgu europejskim. Jako organizatorzy podzieliliśmy miedzy siebie uczestników, którymi mielismy się opiekować. Mnie - co ważne - przypadła w udziale grupa tzw. trenerów - w większości ludzie już po studiach albo na finiszu, którzy na działalności stowarzyszenia zęby zjedli. Dodatkowo - jako że regularnie uczestniczyłam w szkoleniach pierwszej pomocy i miałam w tej dziedzinie sporą wiedzę - robiłam za "nieprofesjonalną opiekę medyczną".

Zarówno uczestnikom, jak i samym organizatorom piekielności nie brakowało. Ale do rzeczy:

1. Jako opieka medyczna zostałam przed zjazdem poproszona o sporządzenie listy niezbędnych rzeczy, które chcę mieć w apteczce. Miał one być zakupione, ze sporym rabatem, w zaprzyjaźnionej aptece. Apteczki na oczy nie zobaczyłam. Ale zdarzyło się, że musiałam z niej skorzystać - delikwent czymś się zatruł i, za przeproszeniem, rzygał jak kot tak bardzo, że bałam się odwodnienia. Lecę do szefowej [Sz](dziewczyna w moim wieku) i proszę o wydanie apteczki:
[Sz]: Wiesz, może jednak uda ci się bez apteczki? Bo ona kosztowała ponad 300 zł, a jak nic z niej nie zużyjemy, to będzie można po zjeździe zwrócić.

Zagotowało się we mnie. Nie mam pojęcia, co oni do tej apteczki napchali. Zamówienie złożyłam na rzeczy absolutnie niezbedne - przeciwbólowce, trochę środków opatrunkowych, typowe "antykace", węgiel. Co więcej sprawdziłam wcześniej ceny tych leków i trzech stów to one nie koszowały... Do końca zjazdu leczyłam wsyzstkich lekami z własnych zapasów i modliłam się, żeby pod ręką zawsze był trzeźwy kierowca, na wypadek gdyby ibuprofen nie wystarczyl i trzeba by było gnać na izbę przyjęć.

2. Piekielny był też niepisany lider [L] trenerów, których byłam pilotem. Gościu parę lat starszy ode mnie, już po studiach. Znaki rozpoznawcze - przekonanie o własnej za*ebistości i poczucie humoru na poziomie rozporka. Obiad, ja z chłopakiem (też wspólorganizatorem) siedzimy blisko jego stolika. [L] sypie jak z rękawa dowcipem erotycznym, który granicę dobrego smaku dawno już przekroczył. Z min osób obecnych w stołówce wywnioskowałam, że nie ja jedna czuję się tym zażenowana.

[Ja]: L, nie da się nieco ciszej? Nie wszyscy mają ochotę tego słuchać.

Na to L z czterema kumplami dosiedli się do mojego stolika, no i się zaczęło.

[L]: Wyobraź sobie, że za 15 minut nastąpi koniec świata. Masz nas tu pięciu. Z którym poszłabyś do łóżka?
[Ja]: (pokazując na mojego chłopaka) Z szóstym.
[L]: Nie ma tak! Nas jest pięciu. Z którym?
[ja]: Nie będę powtarzać po raz trzeci. Z szóstym.
[L]: Ale jak to tak? To jest twój chłopak, wiesz jak to jest z nim w łóżku. A tu koniec świata, kolejnej okazji nie będzie, trzeba spróbować czegoś nowego. No to z którym z nas?
[Ja]:Już mówiłam i powtarzać nie będę. A że znany, to przynajmniej wiem, że z nim fajnie i nie zepsuję sobie końca świata. Wolę ze znanym i sprawdzonym, niż z takim złamasem, mocnym w gębie i słabym w ch...

O ile wcześniejszym wynurzeniom L towarzyszyły rechoty jego i jego kumpli oraz zniesmaczone miny reszty jedzących, o tyle teraz śmiech wstrząsnął stołówką. L popatrzył na mnie zaskoczony ze słowami:
[L]: Sorry, to my będziemy ciszej gadać.

A ja zyskałam w organizacji sławę tej, która uciszyła L.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (215)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…