Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#39355

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak się składa, że jestem w trakcie poszukiwania pracy. Pewnego dnia przechodząc koło pizzerii zauważyłam ogłoszenie: Poszukujemy kierowcy. No to jazda - wchodzę do środka i dowiaduję się, co i jak. Szef kazał mi przyjść po moim planowanym urlopie, a w międzyczasie wpaść się przypomnieć.

Jak chciał, tak zrobiłam. Przypomniałam się kilka razy, w trakcie których szef podtrzymywał, że trzyma mi stanowisko dostawcy. Po powrocie z wakacji zajrzałam do pizzerii. I już zaczęły się kłopoty.
[S]zef: Bo wiesz, ten samochód co miał być twój, to nam się zepsuł.
[J]a: Ojj... Czyli nic z tego? Ile potrwa naprawa?
[S]: Nie wiem jeszcze, bo ciężko z częściami (Do Citroena Berlingo?), ale jak chcesz, to szukamy kogoś na kelnerkę.
[J]: Chętnie bym skorzystała, ale nie posiadam książeczki sanepidowskiej.
[S]: To nie problem, na dniach wyrobisz. To jak?

Wypytałam się dokładnie, na czym będzie polegać praca i co należy do moich obowiązków. W teorii tylko kasa i obsługa klientów przy stolikach, a gdy klient odejdzie, przetarcie stolika i odniesienie brudnych naczyń. Stawka godzinowa 7,5zł netto, zmiany po 6h. Nie tak źle. Praca od jutra.

Następnego dnia na wejściu (godzina 16) zostałam zapakowana w fartuszek ("On nie jest brudny, jest tylko wysłużony!) i postawiona na kasie. Wcześniej nie miałam styczności z kasą fiskalną i uznałam, że pokazanie mi wszystkiego jeden raz to za mało - tym bardziej, że kobieta zabrała się za to od dupy strony - pokazała mi w środku dnia, jak się kasę zamyka, zamiast tego, jak obsłużyć klienta... Ale, ponieważ głupia nie jestem, a i moje zainteresowania obejmują sprzęty elektroniczne, jakoś dałam sobie radę sama. Chwilę później zostałam zaprowadzona na zmywak (WTF? Nie taka była umowa?) i zostało mi wyjaśnione: Naczynia myjemy w zlewie, później wstawiamy do wyparzarki. Więc pucowałam i wstawiałam do wyparzarki.
Pomijając szczegóły... Stoliki wytarłam może 5 razy, przez resztę czasu wciskali mi inne zajęcia. Praca kelnerki w owej pizzerii obejmowała obieranie ziemniaków, obieranie czosnku (niektórzy może nie mieli okazji go obierać - skórki kleją się do palców i ogólnie nie jest to nic przyjemnego), targanie rzeczy do lodówki w piwnicy, targanie z lodówki w piwnicy, produkcję sosu, produkcję tortilli, obsługę dwóch zmywaków, podawanie sałatek, szorowanie kibli, odbieranie telefonów, zamiatanie, mycie podłóg... Pewnie coś pominęłam, ale robiłam tyle rzeczy, że nic w tym dziwnego. Oczywiście zostałam na "nadgodziny" około godziny na posprzątanie. Nikt mi za to nie zapłacił... Ale do rzeczy.

Kobieta podsumowała, że wszystko robię za wolno (no naprawdę, czego jak czego, ale sprężania się była masa...). Ponieważ większość czasu zajęło mi zmywanie naczyń, oto wyjaśnienie...
Wyparzarka tak naprawdę okazała się być ZMYWARKO-WYPARZARKĄ. Z racji tego, że zmywarki nie posiadam, a wyparzarkę widywałam, każdy talerz myłam porządnie...
Kasa. Ciężko, żeby ktoś po jednorazowym pokazie robił wszystko błyskawicznie, prawda?

Teraz kilka dodatkowych informacji:
*Szef umowy ze mną nie podpisze, bo na tygodniowy okres próbny mu się nie opłaca.
*Kiedy do pizzerii przychodzi chłopak, żeby zostać dostawcą, samochód nagle staje się sprawny.
*Nikt nie żądał ode mnie książeczki sanepidu. Mogłam rozsiewać gronkowca czy inne chlamydie i nikomu by to nie przeszkadzało.
*Przez siedem godzin pracy nikt nie pozwolił mi usiąść, napić się, czy chociaż iść do toalety.
*Kelnerki są od wszystkiego.
*Gdyby pani Gessler zobaczyła bajzel w tej kuchni, pewnie by biedna dostała zawału. Garnki poprzypalane, sztućce niedomyte (umyłam je po kimś drugi raz, bo były po prostu oblepione żarciem), płyn do mycia naczyń rozcieńczony i wlany do pojemniczka, w którym maczało się gąbkę, a w którym również pływało mnóstwo resztek... No, nie wspominając już o odgrzewaniu połowy rzeczy w mikrofalówce.

Kiedy zbliżała się godzina zamknięcia, a ja byłam w trakcie pucowania stolików, zza pleców usłyszałam dwie dziewczyny.
[1]: Nie chciałabym tak pracować... Pewnie ma za to marną kasę.
[2]: No nie sądzę, żeby zarabiała trzy tysiące... A wiesz, jak ją muszą plecy boleć?
[1]: I jeszcze się z ludźmi musi użerać.

Dziewczyny były blisko. Siadły mi wprawdzie nie plecy, ale kolana, za to tak, że nie byłam w stanie spać w nocy, a tylko zwijałam się z bólu.
Na drugi dzień ledwo się wlokąc odebrałam zarobione 45zł i podziękowałam za współpracę. Więcej tam nie pójdę - nawet nie chodzi o pracę, a o jedzenie...


Podsumowując... Zakładam, że sytuacja kelnerek w tanich barach ma się podobnie. Ludzie, miejcie dla nich trochę litości.

P.S. Kilka dni temu spotkałam w sklepie Szefa. Moja mama skomentowała gościa "obleśny zboczeniec". A z zarobionych pieniędzy kupiłam Milkę za dychę i byłam szczęśliwa jak nigdy.

gastronomia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (164)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…