Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#39411

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie wiem czy dodać to tutaj czy na wspaniałych ale jak już się rozpędziłam.
Jeden z najważniejszych dni w moim życiu a trochę się wstydu najadłam. Poród już blisko, czas poznać córeczkę no to jazda do szpitala. Działo się to w Naperville, Illinois, daleko od polskiej dzielnicy, (nieczęsto się polski słyszło) naprawdę super szpital. Kelnerki jedzenie rozniosły po które można było sobie zadzwonić kiedy tylko się zgłodniało, panowie samochód parkowali spod wejścia, pielęgniarki miłe, super oddział. Jakieś pól godzinie przed rozwiązaniem miałam w pokoju komplet obsługi, a więc lekarka, pediatra, dwie pielęgniarki i salowa. Nie wiem jak inne kobiety to zniosą ale ja po kilku godzinach byłam wymęczona i obolała tak więc w ostatnich finiszowych minutach puściłam niezłą wiązankę w naszym pięknym języku. Myślę sobie, dzieciak ponad 4 kilo, nawet mój mąż nie mówi po polsku, 12 godzin porodu, co sobie będę żałować. Mała się wreszcie wykluła, okaz zdrowia,wszystko dobrze, wielka euforia. Po chwili pielęgniarki i salowa zaczęły mnie usadzać, podawać wodę, obmywać. Pani salowa nachyla się i pyta: założyć pani skarpetki kochaniutka?...po polsku. Raka spiekłam zawstydzona ale ta cudowna kobieta pogratulowała maleństwa i bardzo troskliwie się mną zajęła. Najsmieszniejsze ze okazało się że ma tak samo na imię jak to które kilka minut przedtem nadałam mojej małej żabce.
Tak więc ja byłam odrobinę piekielna ale tamta pani naprawdę wspaniała.
P.S. Pozdrowienia pani Zosiu!

służba_zdrowia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 57 (253)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…