Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#39930

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zawsze miałam i nadal mam wielki szacunek dla ludzi pracujących w służbie zdrowia, zresztą sama się kształcę na jednym z kierunków medycznych. Wiadomo, nie ma osób idealnych, także wśród lekarzy, więc nie dziwi mnie niemiły, oschły i znudzony lekarz w przychodni, jednak to, co przydarzyło się jakiś czas temu spowodowało, że już nie patrzę służbę zdrowia tak przychylnym okiem.

Będzie o ratownikach medycznych i wesołej kompanii jeżdżącej w karetce. Z góry zastrzegam, że opisuję tutaj tylko jeden przypadek i nie jest to moje zdanie o wszystkich ratownikach medycznych.

Budzi mnie krzyk, płacz, jęki. Wstaję, mój ojczym biega jak szalony, nie wie co robić, dzwoni po karetkę. Moja mama na przemian wymiotuje, płacze, krzyczy, wymiotuje. Ojczym mówi do mnie: "popraw mamę, idę wypatrywać karetki". Popraw mamę - znaczy opuść jej bluzkę, podciągnij trochę portki, bo zjechały (chwilę wcześniej była w ubikacji). Płacze, żeby jej pomóc, więc z uporem poprawiam jej ubiór, ona dalej płacze, że "klatka, boli mnie w klatce" albo "ręce mi zdrętwiały". Karetka przyjechała szybko, pokój nie był wielki, więc wycofałam się żeby zrobić miejsce do pokoju obok, żeby przypilnować młodszych braci, którzy również się pobudzili.

Pani z ERki wypytuje gdzie boli, co boli, jak boli, wiadomo standardowy wywiad, mój ojczym opowiada tyle, ile wie, resztę dopowiada mama, resztkami sił. Wkrótce usłyszałam takie rzeczy, że kopara mi opadła.
- Kobieto, ale czego Ty płaczesz, Ty jesteś młoda i Ty nie umierasz! Nie jesteś obłożnie chora, nie płacz! Sama się hiperwentylujesz, dlatego brakuje Ci oddechu! Nie udawaj.
Stwierdzili po chwili że to najprawdopodobniej problemy gastryczne, podali jej jakieś leki dożylnie, założyli wenflony. Kazali jej oddychać przez plastikową torebkę, do karetki zaś musiała iść o własnych siłach, prowadzona jedynie przez mojego ojczyma. W międzyczasie przyjechała babcia i wujek, więc pojechałam z nimi do szpitala, gdzie powiedzieli, że mamę zawiozą. Czekaliśmy z pół godziny. Wjechali na sygnale, wynieśli mamę na noszach, zaintubowaną. My oczy wielkie ze zdziwienia, o co chodzi, to miały być problemy gastryczne!

Co się okazało? W karetce zatrzymanie krążenia, akcja reanimacyjna, defibrylacja. Rozległy zawał przedniej ściany serca.
Zawał serca, nie żołądka.

służba_zdrowia

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 735 (785)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…