Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#40161

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W domu naszym zwierząt zawsze było w liczbie wystarczającej - 3 koty i pies plus okresowo jakieś rybki. Tak się złożyło, że zwierzęta niestety starzeją się szybciej niż ludzie i w tym roku opuściły nas dwa koty. Wieku dożyły sędziwego, a jakże, kicia miała lat 19, a kotek 17.
Jako że pozostałe zwierzaki tęsknią, a poza tym są też niemłode i dobrze byłoby je rozruszać (a tak na marginesie twierdzę, że rodzicom też by się przydało trochę młodej krwi przed wnukami) zapadła decyzja żeby przygarnąć jakiegoś kociaka. Poprzeglądałyśmy strony miejscowych fundacji, padł wybór na jednego - dzwonimy.

Tutaj mała dygresja, ze względu na bardzo wysoki poziom białych krwinek u kota, którego niedawno pochowaliśmy istnieje podejrzenie, że miał kocią białaczkę, ale testów nie robiliśmy bo nie było sensu. Dla niewtajemniczonych dodam, że choroba ta u kotów jest zaraźliwa i dla nieodpornych kotów najczęściej śmiertelna, aczkolwiek od wielu lat na polskim rynku można przeciw kociej białaczce kupić szczepionkę. Koniec dygresji.

Telefon odebrała pani, która kociakami się zajmuje. Odpytała nas chyba ze wszystkiego łącznie z numerem buta i kolorem włosów. Tutaj chciałabym zaznaczyć, ze pytanie, czy kot będzie wychodził do ogródka na smyczy, czy bez wydaje mi się absurdalne.
W końcu mama jej przedstawiła domową sytuację i zaproponowała, że ona przyjedzie zapłaci za szczepienie kota przeciwko białaczce i za 3 tygodnie jak się na pewno uodporni to go odbierzemy. Opiekunka stwierdziła, że ona takiej decyzji nie może podjąć, bo nie wie czy pieniądze powinniśmy dać do jej ręki, czy też na konto fundacji - oddzwoni.
Nie oddzwoniła, zadzwoniła natomiast pani prezes tej fundacji i powiedziała, delikatnie ujmując, że możemy sobie wybić z głowy tego kota. Ewentualnie Ona się może zastanowić jeśli pojedziemy z naszym kotem do Warszawy, zrobimy testy na białaczkę i oba wyjdą negatywne - wtedy może rozważy wydanie nam kota. Poza tym szanowna pani prezes poinformowała nas, że taka szczepionka nic nie daje i kot i tak się zarazi i ona w ogóle nie chce nawet z nami rozmawiać.

Zastanawia mnie jak to jest, że szczepionka która jest dostępna przynajmniej od 20 lat na rynku jest uważana za nieskuteczną (chyba, że jest nieskuteczna, a żaden z tysięcy weterynarzy tego nie zauważył przez te wszystkie lata).
Intryguje mnie też jakie warunki trzeba spełnić, żeby otrzymać kota z tej fundacji skoro kochający dom, w którym zwierzętom nic nie brakuje i w którym zwierzak jest traktowany jak członek rodziny to za mało.

fundacja "dbająca o koty"

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (191)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…