Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#40921

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przestrzegam przed wynajmowaniem stancji na ul. Wokulskiego 53 w Lublinie. Właściciele początkowo wydają się miłym, starszym państwem, ale wystarczy jedna doba, żeby odsłonili oni swoje prawdziwe oblicze.

Co wnerwiało najbardziej, to czepianie się dosłownie o wszystko, w większości o najgorsze bzdury, jak to, że ręczniki nie mogą wisieć w łazience (pewnie zostały stworzone do jakichś wyższych, nieznanych normalnemu człowiekowi celów i zwyczajne łazienki uwłaczają ich godności), albo że drzwi do łazienki mają być albo otwarte, albo zamknięte (zależnie od humoru miłościwych właścicieli), albo to, że mydło ma leżeć tu, szampon tu i basta, albo że światło jest zapalone o godzinie 23 (co z tego, że właściciel zapewniał mnie, że mogę sobie palić światło nawet do czwartej nad ranem), albo że wracam - o matko! - o 21! Przecież o takiej późnej godzinie nie wolno! A to, że właściciel też mnie zapewniał, że mogę wracać, o której mi się podoba, nawet o drugiej w nocy? Nie, oni nic takiego, broń Boże, nie mówili... (no i to, że jestem dorosłym człowiekiem i że płacę za wynajem nie ma nic do rzeczy)

Kiedy w nocy poszedłem do toalety (o, jaki głupi ja byłem!), następnego ranka wywiązał się taki dialog (pominę, że właściciel wszedł sobie do mojego pokoju bez pukania, nie zważając, czy się ubieram czy robię cokolwiek innego):

Właściciel: Wczoraj w nocy zdarzyło się korzystanie z toalety. (serio, oni mówią takim językiem, rzadko używają formy "Pan" albo po prostu "Ty")
Ja: Eee, no tak, skorzystałem.
W: Po 22 z toalety nie wolno korzystać.
Ja: A co, jeśli mi się zachce?
W: I jeszcze, z toalety należy korzystać na siedząco, wskazać mu paluszkiem i sikać, inaczej nie można. (jestem facetem, no proszę...)
Po czym wyszedł. Zakazem i nakazem (rozporządzeniem? rozkazem?) nie przejąłem się w ogóle, bo trudno zresztą oszukać i powstrzymać pewne rzeczy w funkcjonowaniu ludzkiego organizmu, a takie głupoty jak to, czy jako facet mam sikać na siedząco, puściłem mimo uszu.
Oczywiście, właścicielom przeszkadzała cała masa rzeczy, niektóre sobie wymyślali (jak wieczne narzekania, że jest za głośno... tylko od czego za głośno, skoro zawsze zakładam słuchawki?) a te przykłady to tylko czubek góry lodowej.

Czepialstwo jednak wymięka przy regularnych, zwyczajnych najściach i naruszeniach prywatności. Nie raz i nie dwa zdarzało się, że właściciel wchodził do mojego pokoju w środku nocy - wtedy, kiedy spałem, leżałem nieprzytomny i półnagi, Hrabia wchodził i, tak, jakby to było normalne, grzebał w moich prywatnych rzeczach! Parę razy go na tym nakryłem (w środku nocy), a na zwrócenie uwagi po prostu wychodził, jakby nic się nie zdarzyło. Pod moją nieobecność w dzień właściciel też odwiedzał mój pokój - raz zauważyłem, że próbował dorwać się do mojego laptopa. Komputer był uruchomiony, ale na szczęście mam ustawione hasło, więc piekielny się poddał. Wyłączeniem urządzenia też się nie przejął, bo w końcu jemu wolno, prawda?

Problem był też z moją lampką nocną. Nie wstydzę się przyznać, że boję się ciemności i po ciemku nie zasnę - każdy ma jakąś fobię. W każdym razie, muszę mieć włączoną lampkę, żeby móc zasnąć. No ale taka lampka czerpie strasznie dużo prądu i nie wolno jej używać (ta, faktycznie, dwie elektrownie pracują pełną parą dzień i noc, żeby zdążyć dostarczyć energii mojej lampce). Chyba za coś płacę, nie? I lampkę sobie mogę mieć włączoną? Według właścicieli - nie. I jakby mi pokazać, kto tutaj jest górą, właściciel podczas jednej z nocnych eskapad wyłączył mi lampkę. Dobrze, że obudziłem się już, kiedy świtało, bo gdybym obudził się tak w środku nocy, kiedy wokół mnie jest nic tylko czerń - oj, byłoby niedobrze (dla mnie)...

Inny przykład - właścicielka schowała mi buty (oczywiście, bez mojej wiedzy), bo... tak jej się podobało. Buty to były nowe i dosyć drogie (3 stówy), więc o mało zawału nie dostałem, kiedy zauważyłem ich brak. Ale co usłyszałem, kiedy zapytałem, dlaczego chowają mi gdzieś moje osobiste rzeczy?
W: Buty mają być w specjalnej szafce na obuwie.
Ech, reguły zmieniają się tutaj tak szybko... Jeszcze wczoraj miejsce butów było na dywaniku w przedsionku.

Co jeszcze? Zakazano mi gry na keyboardzie i gitarze. Gitarę mógłbym w sumie zrozumieć, mimo że to akustyk, a nie elektryk, ale do keyboardu mam słuchawki, więc tutaj nie widziałem problemu. Ale widocznie tylko ja go nie widziałem, bo właścicielom keyboard był solą w oku. Pomimo, że przez tydzień pobytu nawet nie wyjąłem urządzenia z pokrowca, właściciele poskarżyli się moim rodzicom (skąd mieli ich numery - podejrzewam, że w czasie jednego z nocnych wypadów do mojego pokoju, w ruch poszła też moja komórka; ba, tutaj mogę nawet więcej niż tylko "podejrzewać"), że "rozkładam jakieś instrumenty" i że w ogóle głośno jest, bo ja myślę jakieś balangi urządzać...

A czemu nie dzwoniłem na policję? Nie machałem umową? Bo żadnej umowy nie było. Niestety... Wiele osób wynajmuje pokoje sposobem "w łapę i dziękuję", więc niby mam jakieś usprawiedliwienie... Ale teraz, jeśli będę cokolwiek wynajmował, zawsze będę podpisywać umowę. Tutaj tak nie było, niestety. Pominąłem też wszystkie kłótnie i dyskusje, bo każde słowo spływało po właścicielach jak po kaczce.

I choć mi samemu trudno jest uwierzyć, jak dwoje starszych ludzi na emeryturze może mieć tak podły charakter, naprawdę przestrzegam przed mieszkaniem u nich (przypomnę - ulica Wokulskiego, numer 53, Lublin). Jako że ja się stamtąd wyprowadziłem, pewnie niedługo pojawią się ogłoszenia o "pokojach do wynajęcia". Uważajcie na nie. Ja straciłem tutaj dosyć nerwów i nikomu nie życzę takich przejść.

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 815 (907)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…