Nie wiem jak to nazwać. Głupota? Idiotyzm? Bezmyślność?
Od początku.
Dwa domy dalej ode mnie mieszka, powiedzmy Marcin. Mój rówieśnik i kolega od przedszkola niemalże. Marcina rodzice często wyjeżdżają w delegacje, więc chłopak wtedy zostaje z babcią.
I to babcia w tej historii jest katem, a Marcin ofiarą.
Babcia słynie z "twardej ręki" i robi co może, aby wychować wnuka na prawdziwego mężczyznę. I nie chodzi tu o dawanie przykładu, tylko o karanie. Nikt tu nikogo nie bije. Kary są bardzo wyrafinowane i często przekraczają ludzkie pojęcie. Nie będę ich tu opisywać, bo każda z nich nadaje się na oddzielną historię. Opiszę jedną, tą, która przekroczyła WSZELKIE granice.
Połowa stycznia. Wieczór, to może jakieś -10 stopni mrozu. Marcin wychodzi sobie na imprezę. Nie bierze ze sobą szalika (co jest istotne). Około godziny 2 w nocy wraca do domu, a tu, o dziwo czeka na niego babcia. Marcin wzrusza tylko ramionami. Idzie na górę. Rozbiera się, schodzi do kuchni po wodę. Nagle babcia cap wnuczka za ramię, i zanim to się wnuczek obejrzy już stoi na zewnątrz. Babcia zamyka drzwi na klucz, i krzyczy:
- Postoisz sobie przez noc gówniarzu to zobaczysz, jak to jest kiedy się szalika nie bierze jak zimno jest.
Po czym odeszła. Walenie w drzwi i wrzeszczenie nie pomagały.
Wtem kawałek lodu roztrzaskał się o moje okno. Zbudziłam się, za okno wyglądam, Marcin stoi - w slipkach i w kapciach. Drze się żeby go wpuścić.
Na dół zbiegam, mamę budzę, Marcina wpuszczam, wody gorącej do wanny wlewam, mama wodę na herbatę wstawia.
Przyjaciel trzęsąc się z zimna zdał relację. Uwierzyć nie mogłam, że jego babcia do tego stopnia się posunie. Marcin na noc został u nas. Tymczasem mama postanowiła do jego rodzicieli zadzwonić.
Mieli wrócić za tydzień, wrócili nazajutrz. Relacji syna uważnie wysłuchali. Po tym wszystkim, babcia została w trybie natychmiastowym relegowana na drugi koniec miasta i oddana pod opiekę starszej siostry mamy Marcina. Przeprosin nie było, była urażona duma i płacz, że to ona poszkodowana najbardziej.
Mogło skończyć się odmrożeniem palców u nóg, czy stóp, nawet całych stóp, śmiercią w wyniku wychłodzenia organizmu, zapaleniem płuc. Skończyło się na przeziębieniu.
Niestety i na szczęście zarazem.
Od początku.
Dwa domy dalej ode mnie mieszka, powiedzmy Marcin. Mój rówieśnik i kolega od przedszkola niemalże. Marcina rodzice często wyjeżdżają w delegacje, więc chłopak wtedy zostaje z babcią.
I to babcia w tej historii jest katem, a Marcin ofiarą.
Babcia słynie z "twardej ręki" i robi co może, aby wychować wnuka na prawdziwego mężczyznę. I nie chodzi tu o dawanie przykładu, tylko o karanie. Nikt tu nikogo nie bije. Kary są bardzo wyrafinowane i często przekraczają ludzkie pojęcie. Nie będę ich tu opisywać, bo każda z nich nadaje się na oddzielną historię. Opiszę jedną, tą, która przekroczyła WSZELKIE granice.
Połowa stycznia. Wieczór, to może jakieś -10 stopni mrozu. Marcin wychodzi sobie na imprezę. Nie bierze ze sobą szalika (co jest istotne). Około godziny 2 w nocy wraca do domu, a tu, o dziwo czeka na niego babcia. Marcin wzrusza tylko ramionami. Idzie na górę. Rozbiera się, schodzi do kuchni po wodę. Nagle babcia cap wnuczka za ramię, i zanim to się wnuczek obejrzy już stoi na zewnątrz. Babcia zamyka drzwi na klucz, i krzyczy:
- Postoisz sobie przez noc gówniarzu to zobaczysz, jak to jest kiedy się szalika nie bierze jak zimno jest.
Po czym odeszła. Walenie w drzwi i wrzeszczenie nie pomagały.
Wtem kawałek lodu roztrzaskał się o moje okno. Zbudziłam się, za okno wyglądam, Marcin stoi - w slipkach i w kapciach. Drze się żeby go wpuścić.
Na dół zbiegam, mamę budzę, Marcina wpuszczam, wody gorącej do wanny wlewam, mama wodę na herbatę wstawia.
Przyjaciel trzęsąc się z zimna zdał relację. Uwierzyć nie mogłam, że jego babcia do tego stopnia się posunie. Marcin na noc został u nas. Tymczasem mama postanowiła do jego rodzicieli zadzwonić.
Mieli wrócić za tydzień, wrócili nazajutrz. Relacji syna uważnie wysłuchali. Po tym wszystkim, babcia została w trybie natychmiastowym relegowana na drugi koniec miasta i oddana pod opiekę starszej siostry mamy Marcina. Przeprosin nie było, była urażona duma i płacz, że to ona poszkodowana najbardziej.
Mogło skończyć się odmrożeniem palców u nóg, czy stóp, nawet całych stóp, śmiercią w wyniku wychłodzenia organizmu, zapaleniem płuc. Skończyło się na przeziębieniu.
Niestety i na szczęście zarazem.
przedmieścia miasta zacofanego
Ocena:
961
(1009)
Komentarze