Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#41839

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Z kolegą podejmujemy się obecnie prac dorywczych na umowę o dzieło.
Różne fuchy się trafiają, lepsze, gorsze, czasem niewykonalne - te których się podejmujemy, staramy się wykonać jak najlepiej. Ludzie widzą to, na ogół szanują nas, starają się pomóc, a po wszystkim obiecują i na ogół dotrzymują słowa, że polecą nas znajomym. Niestety, zawsze trafią się jacyś piekielni.
Jakiś czas temu trafiła się robota, noszenie regipsów na budowie. Chociaż mieliśmy "złe" przeżycia z podobnymi zleceniami, po serii zapewnień, podjęliśmy się zlecenia.

Jak wyglądały te ustalenia? Oto one:
- nosimy swoim tempem, bez pośpiechu,
- płyty nosimy z palety oddalonej od bramy o dwa metry, wnosimy na drugie piętro i tuż przy schodach odkładamy,
- na trasie nie są prowadzone żadne prace, mamy całą szerokość klatki dla siebie i ładunku,
- w razie potrzeby załatwi się pomoc.

Po przyjechaniu na miejsce okazało się, że wszystko jest inaczej niż ustalaliśmy, bo nasi szefowie to drobne płotki na dużej budowie i nikt się z ich pracami i pomysłami nie liczy. Niestety, na tamten dzień nie było innych zleceń, a pieniądze były potrzebne, dlatego zostaliśmy. Jak wyglądała robota?

- w dzień naszej fuchy rozpoczęto układanie kostki brukowej i montaż elementów studzienek kanalizacyjnych tuż pod bramą. Z 2 metrów zrobiło się 20 slalomem między innymi robotnikami, po istnych wertepach.
- nie raz i nie dwa musieliśmy stać po 5-10 minut trzymając w rękach 50kg płyty o wymiarach 2,6x1,5. Wydaje się niewiele? Pomyślcie, że trzeba je trzymać na sztorc, by się nie połamały, położyć nie ma gdzie, bo zamokną, a krawędź wżyna się w rękę.
- na klatce rozstawili się robotnicy na drabinach, po piętrach spacerowała sobie grupa studentów architektury, chyba na praktykach, a konserwatorzy konserwowali sobie drzwi wejściowe, zamykając je ustawicznie - gdzie tam miejsce dla dwóch gości i płyty?
- płyty należało nie tylko wnieść na drugie piętro, ale też przejść całe to piętro, gdy wokół trwała budowa, z całym dobrodziejstwem inwentarza, takim jak np kable czy narzędzia leżące na podłodze.
- presja czasu była wręcz namacalna. Co chwila pojawiał się szef lub jego wspólnik by skontrolować ilość płyt i wyrazić zdziwienie, że niby czemu tak mało? A że problemy na trasie? Z okna nic nie widać!
- pomocy nie było. To znaczy była, ale nie od szefostwa. Jeden z pomocników zlitował się i momentami wskakiwał na miejsce bardziej wyczerpanego z nas, ale robił to w tajemnicy, by szefowie nie widzieli.

Epilog?
- na koniec pracy dowiedzieliśmy się, że szefowie nie mają pieniędzy, bo byli pewni, że pracować będziemy jeszcze kolejnego dnia, wypłatę wywalczyliśmy z trudem,
- wmawiali nam, że nie było się czym zmęczyć, a jeden z pomocników sam nosił takie same płyty i robił to szybciej i sprawniej niż my,
- gdy już wydębiliśmy swoją wypłatę trzy razy upewniali się, że nie chcemy wracać do roboty,
- następnego dnia, około południa, gdy moja prawica usychała z bólu, a kolega wspominał coś o chęci skrócenia swoich cierpień przez rytualne samobójstwo zadzwonili, bo może jednak wrócimy? Ponoć pomocnicy im się wykruszyli.

Studiuję archeologię, trzy tygodnie spędziłem w szczerym polu przy blisko 40 stopniach Celsjusza kopiąc i haczkując. Przed i po praktykach pracowałem fizycznie, w sumie ponad 5 miesięcy imając się różnych zadań, NIGDY nie zniszczyłem się tak jak tam.

A wszystko to za 50 zł... bo przecież nie przerzuciliśmy wszystkich płyt!

usługi

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 558 (664)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…