Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#42041

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w niewielkim szpitalu w Piekiełku; prowincjonalnej miejscowości na południu Polski. Mój szpital, jak praktycznie każdy, od czasu do czasu potrzebuje przetransportować pacjenta w stanie zagrożenia życia do innej jednostki. W takim transporcie musi brać udział lekarz.

Pewnego razu w wyniku dziwnego splotu zdarzeń pacjentka z dużym krwotokiem śródmózgowym trafiła do mojego szpitala na oddział chorób wewnętrznych.
Ponieważ została wcześniej zakwalifikowana do leczenia operacyjnego przez neurologa z Piekłowic - pobliskiego miasta powiatowego.
Interniści z Piekiełka ustalili z lekarzami z oddziału neurochirurgii szpitala w Piekliskach - mieście wojewódzkim, że jeszcze tego samego dnia pacjentka trafi na oddział i przejdzie operację.
Piekiełko i Piekliska dzieli dystans pi razy oko 160km.
Zabezpieczenie chorej na czas transportu powierzono mnie.
Dodatkowym zadaniem było odebranie wyniku tomografii komputerowej (TK) głowy ze szpitala w powiatowych Piekłowicach - tamtejszą pracownię diagnostyki obrazowej powiadomiono z 2-godzinnym wyprzedzeniem, że wieziemy taką a taką chorą i potrzebujemy pilnie odebrać po drodze wynik TK głowy.

Obiecano nam, że Pani Doktor Radiolog będzie niemalże czekać na podjeździe dla karetek z gotowym nagranym wynikiem.

Gdy zajechaliśmy do Piekłowic na podjeździe oczywiście nikt nie czekał.

Ponieważ pacjentka była w stanie względnie stabilnym, udałem się do pracowni diagnostycznej osobiście po wynik TK.
Napotkana Pani Doktor Radiolog pokazała mi tylko płytkę i powiedziała, że nie wie, czy wynik TK nagrano na nią w całości. Wezwała technika.
Trochę mnie to zirytowało, ale nic, czekałem dzielnie.

Technik zjawił się po kilku minutach, wziął rzeczoną płytkę i ruszył w kierunku właściwego gabinetu. Po drodze spotkał znajomego, porozmawiał z nim, zażartował, pewnie jeszcze by z nim herbatkę wypił, gdyby nie moje delikatne ponaglenie.

W gabinecie okazało się, że wynik TK na płytce był niekompletny. Technik postanowił więc wypalić resztę na drugiej płytce.

Tymczasem nieprzytomna pacjentka czekała w karetce.

Technik zastanawiał się dłuuuugą chwilę nad tym, jak ową płytkę podpisać. W końcu coś nagryzmolił i zabrał się za nagrywanie.
Wkurzony na maksa zapytałem w końcu grzecznie:
- Przepraszam, kto jest odpowiedzialny za to, że wynik TK nie został nagrany na czas? Od 2 godzin wiedzieliście, że macie go natychmiast przygotować.
Odpowiedź technika doprowadziła mnie do białej gorączki, a brzmiała następująco:
- A co ty się tak denerwujesz? Co cię to obchodzi?
Wybuchłem:
- Bo mam k***a ciężką pacjentkę w karetce, która może w każdej chwili umrzeć przez waszą opieszałość!
Odpowiedź technika mogła być tylko jedna:
- Nikt za to nie jest odpowiedzialny - dla mnie pośrednio to było przyznanie się do winy.
Mało brakowało, doszłoby do rękoczynów.
Jakoś się opanowałem i tylko wycedziłem przez zęby:
- Wyniesiecie nam to na podjazd zaraz - i wróciłem do karetki.
Przez jednego barana transport naprawdę "ciężkiej" pacjentki wydłużył się z o całe 30 minut, które mogły zadecydować o jej życiu.

Zakończenie historii na szczęście było pomyślne; pacjentkę udało nam się bezpiecznie dowieźć do Pieklisk i zaraz trafiła na stół operacyjny.

Powiedzcie jednak, jakim ignorantem trzeba być, żeby znając wynik badania, na podstawie którego łatwo przewidzieć stan chorej i mając ponad dwie godziny na wypalenie wyniku badania co zajmuje 10 minut, nie zrobić tego, mając w głębokim poważaniu ludzkie życie?

służba_zdrowia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 640 (678)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…