Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#42512

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam na studiach fakultatywny przedmiot - pedagogikę. Naiwnie sądziłam, że zdobędę tam przydatną wiedzę na wypadek, gdyby przyszło mi kiedyś pracować z dziećmi czy młodzieżą. W pewnym sensie nie zawiodłam się. Pani Pedagog [PP] dostarczyła swoim zachowaniem dość przykładów negatywnych, bym wzięła sobie jej nauki do serca na całe życie.

Przez cały kurs starała się mojej grupie udowodnić, że obecny system edukacji w Polsce jest skostniałym, archaicznym i niedostosowanym do potrzeb współczesnych uczniów tworem, któremu mogłaby pomóc tylko krwawa rewolucja. Często zwracała też naszą uwagę na problemy, jakie w szkołach i na uczelniach napotykają osoby niepełnosprawne, sieroty oraz osoby wywodzące się z patologicznych rodzin.

Brzmi całkiem nieźle?

Niestety - metody, jakie stosowała, by zmusić nas do przyjęcia jej - czyli jedynego słusznego - punktu widzenia, kładły się cieniem na jej "światłych" poglądach.

Sytuacja I.

Pani Pedagog postanowiła nam uświadomić, że w Polsce szanse na zdobycie wyższego wykształcenia nie są dla wszystkich równe:

PP: Proszę państwa, proszę powiedzieć, kto z was pochodzi z rozbitej rodziny?

Całą grupą w milczeniu wymieniliśmy się spojrzeniami, a części wpełzł na usta przysłowiowy karpik. Nikt się nie odezwał, oczywiście, chociaż wiem, że co najmniej dwie osoby z grupy wychowywane były tylko przez matkę.

PP (z błyskiem tryumfu w oczach): Sami państwo widzą - należycie państwo do uprzywilejowanej grupy, do elity społeczeństwa. Macie wszystko - pełne rodziny, dobrze zarabiających rodziców, pochodzicie z dużych miast. Nie wszyscy mają tak dobrze, jak państwo!

Kolega: Ja jestem ze wsi.

PP: Ale ma pan rodziców i stać ich na wysłanie pana na studia! Inni nie mają takiej szansy!

Pomijam już to, czy miała w tym wypadku rację, czy nie - sam fakt, że PEDAGOG tak lekko rzuca sądy na temat ludzi, o których nic nie wie, sprawił, że trochę się we mnie zagotowało. Z góry założyła po prostu, że wszyscy wpisujemy się w jej wizję świata i wykorzystała to do poparcia swojej tezy, a jedyną naszą szansą na obronę byłoby publiczne dzielenie się bardzo intymnymi informacjami. Dziwne, ale nikt więcej się o to nie pokusił.

Sytuacja II.

PP: Proszę państwa, czy wiedzą państwo, że jeden na dziesięciu studentów jest NIEPEŁNOSPRAWNY? Proszę się rozejrzeć (grupa liczyła ok 20 osób). Czy widzą państwo wśród nas choć jedną niepełnosprawną osobę? Nie! Są państwo silni, zdrowi i sprawni, nie wiedzą państwo, z jakimi problemami muszą borykać się niektórzy ludzie!

Nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać. Najwyraźniej światła Pani Pedagog nie zdawała sobie sprawy z tego, że osoba niepełnosprawna to nie koniecznie ktoś poruszający się na wózku czy o białej lasce, a to że niepełnosprawność nie rzuca się w oczy, nie oznacza wcale, że mamy do czynienia ze zdrową osobą. Mam lekki stopień niepełnosprawności, czego na pierwszy rzut oka nie widać i czym nie lubię się chwalić, także po prostu przemilczałam sprawę, jednak niesmak pozostał.

Na koniec perełka. Na jednych z ostatnich zajęć, Pani Pedagog omawiała najczęstsze błędy, jakie popełnia nauczyciel w obcowaniu z uczniami. Stwierdziła, że rzucanie pytań o stan zdrowia czy rodzinne problemy na forum klasy może powodować u uczniów silne uczucie wstydu i jest ABSOLUTNIE KARYGODNE, a ktoś, kto tak robi, zwyczajnie minął się z powołaniem.

Hipokryzja czy zwykła głupota?

Uczelnia

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 652 (752)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…