Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#43762

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
We wczesnych latach 90-ych bylem w Mombassie i bralem udzial w organizowanej wycieczce do rezerwatow przyrody Tsavo wschodnie i zachodnie.

Bylo fajnie, mimo ze poszla w naszym mikrobusie "Nissan Urvan" 2 razy guma, a czarny szofer (Piekielny=P) zle sobie radzil z ich wymiana, a toaleta po drodze na stacji benzynowej byla tylko rynna do siusiania wspolna dla kobiet (?) i mezczyzn, bez mozliwosci zalatwiania grubszej potrzeby.

Widzielismy mnostwo zwierzakow, m.in, slynne czerwone slonie
i wszystko byloby w deske.

Ale ni stad ni zowad, znajdujaca sie (o dziwo techniczne) za siedzeniem P chyba chlodnica, wyplula wiekszosc swojej plynnej, a bardzo goracej zawartosci do wewnatrz pojazdu, parzac m.in. najblizej siedzaca pasazerke. Nic wielkiego, poza bolem i strachem, nic sie jej nie stalo.
Automobil stanal i nie jechal dalej.

My pytamy P, co dalej, on wzrusza ramionami.
Wyladowalismy w stepie wsrod dzikich zwierzat, ktorych (na szczescie) w tym momencie nie bylo widac (bo moze kryly sie).

W oddali jechal inny busik, my do szofera, zeby skontaktowal sie z nim o pomoc, a ten jak kloc, nic nie robi. Na nasze wolania i wymachiwania nikt nie zwrocil uwagi, przejechali.

Szofer radzi udac sie do pobliskiej (pare kilometrow) tubylczej wioseczki, gdzie mial byc radiotelefon.
Jako, ze bylo juz popoludnie, nolens volens, udalismy sie tam, bo nie wsmak bylo nam zostac (moze na noc) przy tym mikrobusie w osemke z tym "niedzisiejszym" P.

Mielismy naturalnie straszliwe obawy i dusze na ramieniu, bo w tym stepie widzielismy juz w czasie dzisiejszej wycieczki m.in. rodzinke lwow i inne drapiezniki, ale udalo sie, tyle ze we wiosce, skladajacej sie z kliku lepianek, nie bylo jakiejkolwiek mozliwosci komunikacji ze swiatem pozarezerwatowym.

Chyba cala ta emocja rzucila mi sie na kiszki, ktore zachcialo mi sie oproznic pare metrow dalej, pod wizualna oslona tataraku nad jeziorkiem.
Udalo sie wspaniale, ale po powrocie do grupy zostalem poinformowany uprzejmie przez P, ze w tym stawiku sa krokodyle, wiec ciarki mie przeszly.

Do jedzenia nie bylo nic, tylko jeszcze odrobinka do picia.
Czesc podroznikow/-niczek zaczela plakac, bo nasz P nie mial zielonego, co z ta sytuacja zrobic, a nam sie tez nie usmiechal nocny pobyt miedzy lepiankami (nie w nich), bez jakiegokolwiek zabezpieczenia przed drapieznikami, a nikt nie chcial skonczyc jako smaczna kolacja dla lwiej, albo krokodylej rodzinki.

Robilo sie szybko ciemnawo.

Nagle uslyszelismy odglos silnika spalinowego i niedaleko nas przejezdzal sobowtor naszego Nissana.
Naturalnie zaczelismy krzyczec i wymachiwac, a on skrecil do nas.
Szofer - Indyjczyk (ktorych w Mombassie jest sporo) tez obwozil osemke turystow, czyli byl pelny, mimo to zaproponowal pomoc. Wpakowalismy sie do srodka mikrobusa, siedzac/lezac jeden na drugim, czesciowo na podlodze, zapchani jak sledzie (czyli lacznie w osiemnastke) i odpowiednio woniejac po dniu w upale.

Na szczescie powrot do hoteli przebiegl bez wiekszych cudow.
Szofer zostal przez nas suto obdarowany i bylismy bardzo wdzieczni jemu i pasazerom jego wozu za pomoc z niebezpiecznych tarapatow.
Piekielny okazal sie P, domagajac sie (bezskutecznie) podobnego napiwku jak ten drugi kierowca, nie biorac pod uwage, ze byl jako szofer beznadziejny i zostawil nas bez pomocy/opieki wsrod drapieznikow.

Reasumujac, sensowniej byloby chba, zostac na noc przy zepsutym mikrobusie, niz dralowac po dzikim stepie, liczac na ewentualna pomoc.
Ta chyba nie pojawilaby sie , mimo ze kazdy wjezdzajacy przez brame w ogrodzony (ogromny) rezerwat pojazd uiszczal oplaty i byl (chyba) rejestrowany.
Poza tym bylismy spanikowani, a spacerek w dziczyznie byl jedyna rada naszego "kierownika" podrozy.

Moze hotele zorientowalyby sie ze grupa podroznikow nie pojawila sie?
Ale to jednak 3 swiat i nie mozna go mierzyc po srodkowo-europejsku.

Ale piekielna jest na pewno firma turystyczna, sprzedajaca drogie wycieczki, a nie zapewniajaca klientom, wystarczajacej opieki przez odpowiedni sprzet i wyszkolony personel, ktorym nasz czarny szoferak niestety nie byl.
No ale "hakuna matata".

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -22 (74)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…