Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#43872

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
O zwierzętach, tym razem na poważnie.
Wiem, że najczęściej zwierzak nie jest winien swojemu zachowaniu. Że to problem niewłaściwego wychowania, warunków, braku nadzoru i samca alfa...
Wiem, co nie znaczy, że rozumiem.

Do SORu przybiega niewiasta. Wieczorem.
Zapłakana, ale wyglądająca dość dobrze. Na pierwszy rzut gałki ocznej, zdrowa.
Bez słowa wchodzi, siada i zdejmuje rękawiczki.
Takie skórzane, eleganckie. Z których wylewa się krew.
Prawa ręka przegryziona na wylot w kilku miejscach. Widać kości śródręcza.
Lewą najwyraźniej się zasłaniała - brak połowy palców...
Bawiła się, jak co wieczór, ze swoim pieskiem. Dokładniej suczką. Rasy pitbull.
Którą wychowywała od stadium przypominającego skrzyżowanie świńskiego embrionu z krokodylem...
Bawiła się, jak zawsze. Głaskała ukochany gadzi łeb, kiedy jej pupilka, nagle, nie sprowokowana, rzuciła się na nią z głuchym warkotem. I pozbawiła panią możliwości prawidłowego korzystania z kończyn górnych do końca życia.

Innym razem, w karetce.
Wezwanie na wieś. Do pogryzionego dziecka.
Jakkolwiek samo wezwanie brzmi dramatycznie, nigdy nie oddaje obrazu na miejscu.
Pędzimy jak szatani, żeby zdążyć... no właśnie, na co?
Na obejrzenie ślicznej, sześcioletniej dziewczynki bez lewej połowy twarzy.
Dokładnie, to twarz jest na miejscu, ale przez całą jej długość biegnie potworna rana kąsana, oddzielająca tkanki miękkie od kości twarzoczaszki.
Z doświadczenia wiem, że nawet, jeżeli chirurdzy zdecydują się zaszyć ten koszmar (a ran kąsanych się z zasady nie szyje), to i tak wejdzie infekcja.
Rana zropieje, a potem dziecko będzie mogło grać w horrorach bez charakteryzacji.
Dlaczego? Kto zawinił?
Sąsiad. Pijanica i awanturnik iście piekielny.
Jako, że spokojne życie rodziców małej nie dawało mu spokojnie oddawać się upodlaniu (nie wiadomo w sumie czemu), postanowił wnieść swój wkład.
Napił się jak bydlę, którym istotnie był i wrzucił przez płot swojego kundla rasy samoyeb. Wielkiego, wkurzonego i o podobnie, jak pan, radosnym usposobieniu.
Prosto przed bawiącą się w ogrodzie dziewczynkę.
Kundla odciągnął od dziecka ojciec. Siekierą. Skutecznie.
A na miejsce trzeba było po naszym odjeździe wezwać drugą załogę.
Bo mieszkańcy wsi, na wieść o tragedii, walnie przyszli złożyć draniowi wyrazy szacunku. Ręcznie i orężnie.
Tylko co z tego, skoro dziecku urody nikt nie zwróci?

Nie dziwcie się więc, że ratunkowi zazwyczaj boją się czworonogów.
Za dużo widzieliśmy...

służba_zdrowia

Skomentuj (182) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1529 (1603)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…