zarchiwizowany
Skomentuj
(20)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Rzecz działa się ładnych parę lat temu, w IV klasie podstawówki, w małej wiejskiej szkole.
Mieszkam w miejscowości A. Nasz wójt wspaniałomyślnie postanowił zamknąć szkołę w A, żeby uzupełnić nami braki w szkole w miejscowości B.
W nowej szkole szybko się zadomowiliśmy, poznaliśmy kolegów. W przypadku dziewczyn był jeden wyjątek. Martyna. Od samego początku roku nie było z nią spokoju.
Zaczęło się od przypadkowego popychania i wpadania na korytarzu. Potem gdy przebierałyśmy się w szatni zimą przynosiła w reklamówce śnieg. Wrzucała nam go do plecaków, rzucała nim w nas (np. w brzuchy czy plecy gdy zdjęłyśmy bluzkę) lub wsadzała w złożone ubrania by były mokre po lekcji. Latem wyrzucała części naszych ubrań przez okno, żebyśmy traciły całą przerwę na szukaniu ich i przebieraniu się po dzwonku w szkolnej toalecie. Wykradanie zeszytów i książek z plecaków na przerwie i chowanie ich gdzieś w szkole było codziennością. Czasem znajdowałyśmy je mokre i ubłocone na trawie, bo po deszczu wyrzucała je przez okno. Na lekcjach podrzucała nam samolociki i karteczki, i zawsze dostawałyśmy opiernicz za pisanie na lekcji liścików.
Co było w tym najdziwniejsze? W klasie było nas razem 10 (słownie: dziesięć). Czemu w dziewięć nie dawałyśmy rady jednej Martynie? Bo uznałyśmy że lepiej będzie się wzajemnie chronić niż powiedzieć nauczycielce.
W końcu nie wytrzymałyśmy i któregoś pięknego dnia zdałyśmy naszej wychowawczyni raport z poprzednich miesięcy dręczenia. Co z tym zrobiła? GUZIK. Powiedziała, uwaga cytuję:
-Ona tylko chce się z wami ZAPRZYJAŹNIĆ dziewczynki, tylko nie wie jak zacząć.
Koszmar trwał. O skardze Martyna nie wiedziała. Dokuczanie przybierało na sile. Martyna wynalazła nową zabawę pt "wpuszczanie do przebieralni chłopaków gdy dziewczyny są w samych majtkach". Ubawiła się ze trzy razy, potem chłopaki się na tym poznali i nie przychodzili.
Nareszcie, w połowie V klasy po regularnych skargach raz w miesiącu koszmar ustał. Zgadnijcie czemu.
Martyna się znudziła? Nauczyciele interweniowali? Nie. Sprawę zakończyła piękna szrama biegnąca przez pół mojego czoła, łuk brwiowy i omijająca o 2 cm oko, powstała w wyniku kolizji z rogiem ławki. W jaki sposób? Martyna wymyśliła nową zabawę. Gdy stałyśmy w ciasnym kręgu rozmawiając, rzuciła w nas plecakiem. Trafiła w moją głowę
Mieszkam w miejscowości A. Nasz wójt wspaniałomyślnie postanowił zamknąć szkołę w A, żeby uzupełnić nami braki w szkole w miejscowości B.
W nowej szkole szybko się zadomowiliśmy, poznaliśmy kolegów. W przypadku dziewczyn był jeden wyjątek. Martyna. Od samego początku roku nie było z nią spokoju.
Zaczęło się od przypadkowego popychania i wpadania na korytarzu. Potem gdy przebierałyśmy się w szatni zimą przynosiła w reklamówce śnieg. Wrzucała nam go do plecaków, rzucała nim w nas (np. w brzuchy czy plecy gdy zdjęłyśmy bluzkę) lub wsadzała w złożone ubrania by były mokre po lekcji. Latem wyrzucała części naszych ubrań przez okno, żebyśmy traciły całą przerwę na szukaniu ich i przebieraniu się po dzwonku w szkolnej toalecie. Wykradanie zeszytów i książek z plecaków na przerwie i chowanie ich gdzieś w szkole było codziennością. Czasem znajdowałyśmy je mokre i ubłocone na trawie, bo po deszczu wyrzucała je przez okno. Na lekcjach podrzucała nam samolociki i karteczki, i zawsze dostawałyśmy opiernicz za pisanie na lekcji liścików.
Co było w tym najdziwniejsze? W klasie było nas razem 10 (słownie: dziesięć). Czemu w dziewięć nie dawałyśmy rady jednej Martynie? Bo uznałyśmy że lepiej będzie się wzajemnie chronić niż powiedzieć nauczycielce.
W końcu nie wytrzymałyśmy i któregoś pięknego dnia zdałyśmy naszej wychowawczyni raport z poprzednich miesięcy dręczenia. Co z tym zrobiła? GUZIK. Powiedziała, uwaga cytuję:
-Ona tylko chce się z wami ZAPRZYJAŹNIĆ dziewczynki, tylko nie wie jak zacząć.
Koszmar trwał. O skardze Martyna nie wiedziała. Dokuczanie przybierało na sile. Martyna wynalazła nową zabawę pt "wpuszczanie do przebieralni chłopaków gdy dziewczyny są w samych majtkach". Ubawiła się ze trzy razy, potem chłopaki się na tym poznali i nie przychodzili.
Nareszcie, w połowie V klasy po regularnych skargach raz w miesiącu koszmar ustał. Zgadnijcie czemu.
Martyna się znudziła? Nauczyciele interweniowali? Nie. Sprawę zakończyła piękna szrama biegnąca przez pół mojego czoła, łuk brwiowy i omijająca o 2 cm oko, powstała w wyniku kolizji z rogiem ławki. W jaki sposób? Martyna wymyśliła nową zabawę. Gdy stałyśmy w ciasnym kręgu rozmawiając, rzuciła w nas plecakiem. Trafiła w moją głowę
szkoła
Ocena:
243
(301)
Komentarze