Wybrałam się do ginekologa na przegląd podwozia. Niestety na miejscu okazało się że "mojego" doktora nie ma, pilna sprawa, no trudno.
-Ale w zastępstwie jest pan X! - informuje jedna z pań w recepcji, kiedy już chcę wychodzić - proszę zostać, akurat jest wolny, a i pani będzie miała z głowy.
Weszłam do gabinetu, zdjęłam co trzeba, wyszłam zza parawanu w spódnicy tylko (takie przyzwyczajenie, zawsze mam na sobie w gabinecie spódnicę, czuję się mniej skrępowana), siadam na fotelu.
Pan przyszedł i postanowił nawiązać ze mną pogawędkę, podkręcając siwego wąsa.
-Ile lat?
-Dwadzieścia dwa.
-Mężata?
-Nie.
-Dzieci ma?
-Nie, nie ma.
-No to po co do ginekologa? Dzieci rodzić, ślub brać, wtedy przyjść, przecież młoda i zdrowa kobita!
-A skąd pan może wiedzieć że zdrowa?
-No bo młoda, bez dzieci i męża!
-A to tylko mężate i dzieciate mogą być chore?
Nie odpowiedział na moje pytanie, uniósł rąbek mojej spódnicy i... natychmiast schował moją szanowną, tak szybko jakbym chowała tam gnoma.
-Bój się Boga...
-?!?!?!
-Chowaj to szybko!
-Ale jakie "to"?!
Szczerze, to się przestraszyłam, bo facet wyglądał jakby dostał jakiegoś ataku, a i nawet oko zaczęło mu się przymykać i otwierać, jakby w jakimś tiku.
-No... to! Ty wiesz że takie tylko gwałcą?!
-Ale jakie?!
-No takie... Łyse! Nie, nie, ja tak pracować nie będę!
I poszedł z gabinetu.
Ubrałam się, doprowadziłam do porządku, wyglądam z gabinetu, ani śladu po nim. Cichaczem przemknęłam do recepcji, w której pani patrzyła na mnie z zakłopotaniem.
-To ja może wpiszę panią na "wczoraj", jak tylko wróci doktor Y...
-Tak, proszę.
Loguję się do rzeczywistości.
-Ale w zastępstwie jest pan X! - informuje jedna z pań w recepcji, kiedy już chcę wychodzić - proszę zostać, akurat jest wolny, a i pani będzie miała z głowy.
Weszłam do gabinetu, zdjęłam co trzeba, wyszłam zza parawanu w spódnicy tylko (takie przyzwyczajenie, zawsze mam na sobie w gabinecie spódnicę, czuję się mniej skrępowana), siadam na fotelu.
Pan przyszedł i postanowił nawiązać ze mną pogawędkę, podkręcając siwego wąsa.
-Ile lat?
-Dwadzieścia dwa.
-Mężata?
-Nie.
-Dzieci ma?
-Nie, nie ma.
-No to po co do ginekologa? Dzieci rodzić, ślub brać, wtedy przyjść, przecież młoda i zdrowa kobita!
-A skąd pan może wiedzieć że zdrowa?
-No bo młoda, bez dzieci i męża!
-A to tylko mężate i dzieciate mogą być chore?
Nie odpowiedział na moje pytanie, uniósł rąbek mojej spódnicy i... natychmiast schował moją szanowną, tak szybko jakbym chowała tam gnoma.
-Bój się Boga...
-?!?!?!
-Chowaj to szybko!
-Ale jakie "to"?!
Szczerze, to się przestraszyłam, bo facet wyglądał jakby dostał jakiegoś ataku, a i nawet oko zaczęło mu się przymykać i otwierać, jakby w jakimś tiku.
-No... to! Ty wiesz że takie tylko gwałcą?!
-Ale jakie?!
-No takie... Łyse! Nie, nie, ja tak pracować nie będę!
I poszedł z gabinetu.
Ubrałam się, doprowadziłam do porządku, wyglądam z gabinetu, ani śladu po nim. Cichaczem przemknęłam do recepcji, w której pani patrzyła na mnie z zakłopotaniem.
-To ja może wpiszę panią na "wczoraj", jak tylko wróci doktor Y...
-Tak, proszę.
Loguję się do rzeczywistości.
gin.
Ocena:
718
(1036)
Komentarze