Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#45845

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Piszę pracę doktorską o postawach nauczycieli wobec dzieci i "abarotna", zmianie tychże relacji na przestrzeni pokoleń. Refleksje są bardzo gorzkie. Na początek jedna z wielu zanotowanych relacji bezpośrednich: do przedszkola miejskiego trafiło 5-letnie dziecko - w latach 80-tych. O dziewczynce z początku dało się powiedzieć tyle, że "nic nie mówi i ciągle płacze". Diagnoza? Zapomnij! Niestety, była to córka "uznanej i szanowanej" nauczycielki z lokalnej szkoły ponadpodstawowej. Wychowawczynie z przedszkola orzekły w ciągu kilku dni, że dziecko jest upośledzone umysłowo. Bez konsultacji z jakąkolwiek poradnią. Było powszechnie wiadomo, że czuły się "gorsze" względem tamtej placówki ("u nas są lepsi nauczyciele, zarabiają więcej") - między szkołami istniał konflikt. W końcu "przedszkolanki" znalazły sposób, by się odegrać: napisały opinię, że "inteligenckie" dziecko udaje normalne, a powinno być w przedszkolu specjalnym, bo "matka je na siłę stymuluje". Matka zignorowała opinię - więc wychowawczynie udowodniły jej słuszność swych racji w ciągu kilku dni. Zgnoiły dziecko w następujący sposób: codziennie wydzierały dziewczynce z rąk tzw. "karty pracy", zanim zdążyła je obejrzeć, krzycząc: "ty i tak nie umiesz, oddaj, ja zrobię to za ciebie!" - przy całej grupie - aż inne dzieci zaczęły się śmiać i wołać "debil", "głupek" itp., a w końcu bić i poniewierać dziewczynkę, np. ściągając jej majtki w toalecie (panie udawały, że nie widzą). "Panie" wygrały. Dziewczynka "wypadła z edukacji" jako "poważne zaburzenia emocjonalnie". Jej intelekt wynosił 130 - tylko bała się mówić. Do tej pory doświadcza skutków traumy.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (252)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…