Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#46138

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałem niegdyś na tzw. dziale "foto/wideo" w Saturnie. Sama praca w porządku, atmosfera OK, pozostali pracownicy prawie wszyscy naprawdę w porządku. Oczywiście jak to w handlu bywa przedstawienie zawsze kradnie klient i jak ktoś pracował jako sprzedawca, to wie, że wymysły kierowników, to nic przy tym co potrafią nam zaserwować klienci. Historie jakie mi utknęły w pamięci może nie powalają na kolano osobno, ale spisane razem powinny nakreślić szczęśliwym, nieświadomym ludziom, jak to z klientami bywa.

1. Gość przyszedł po kartę pamięci. Koleżanka doradza, że najlepiej kupić taką lepszej firmy, z dużą pojemnością i szybkim transferem danym. Klient po wywodzie przewraca oczami i łapiąc za pierwszą kartę z brzegu udaje się do kasy. Po chwili wraca z rozwalonym opakowaniem, czerwony na twarzy i krzyczy na koleżankę, że co ona mu za dziadostwo wcisnęła, przecież do nie działa w ogóle i co to ma znaczyć. Po dłuższej dopiero chwili udało się ustalić, że pan sam wiedząc najlepiej co dla niego dobre, wybrał kartę typu "mini", połowę rozmiaru mniejszą niż powinien i nie może bez adaptera korzystać z niej w swoim modelu aparatu. Koleżanka starała się jak mogła, żeby uroczy pieniacz też zrozumiał ten fakt, ale niestety nie docierało - stojąc spory kawałek od nich wszyscy świetnie słyszeliśmy jak się wydzierał wniebogłosy. A to, że oszukaliśmy go wszyscy, a to, że sprzedajemy tylko dziadostwo i nie przetłumaczysz. W końcu znalazł się kolega kierownik działu, który musiał wysłuchać gościa jeszcze raz od nowa. Klient nie chciał w żaden sposób sobie dać wytłumaczyć, że to jego wina, i że karty z takim rozwalonym opakowaniem mu nie wymienimy na nową. On oczywiście swoje, że "żąda" i "natychmiastowo" i za kogo my się w ogóle uważamy. W końcu wpadł na pomysł, że na nas wszystkich (sic!) napisze skargę. Kolega kierownik zdążył się z nim zrównać kolorem twarzy i bez słowa poszedł po kartkę i długopis, po czym wcisnął je z impetem piekielnemu, który napisał i oddał naszej dyrekcji skargę. Możecie się tylko domyślać jak okrutne kary spotkały nas wszystkich z tego powodu :).

2. Standardowo co kilka dni przychodzi co raz to inny, ale zawsze zawodowy (ponownie - nie żartuję) fotograf prosząc o dobranie obiektywu, bo on się nie zna...

3. Innym razem produkuję się piętnastą minutę wychwalając zaletę produktu ulubionej firmy. Młoda parka słucha zafascynowana, facet ma już portfel praktycznie w ręce. Nagle mój wywód zostaje przerwany przez "nie" zza pleców klientów. Inny klient który sobie coś tam oglądał patrzy na nas z pogardą i zaczyna snuć własny wywód o tym jak ja się nie znam. Mieliśmy w pracy niepisaną umowę, że klientów sobie nawzajem nie podkradamy i nawet nie doradzamy komuś, komu doradził już ktoś inny, bo w takich sytuacjach często klienci wychodzą z niczym (zbyt duży wybór i różne opinie prowadzą do skołowania). Zdarzało się czasem, że nieświadomie sobie klientów "podkradaliśmy", ale pierwszy i ostatni raz klienta w tej sytuacji podkradł mi... inny klient. Parka zaczęła nagle słuchać tamtego pana zamiast mnie (swoją drogą niezbyt fachowo się wypowiadał) i po chwili nie wiedzieliśmy czy się śmiać czy płakać, kiedy klient oprowadzał klientów po dziale z zacięciem wymieniając zalety kolejnych towarów. Na końcu parka oczywiście wyszła bez zakupu i do dziś nie wiem czy ta sytuacja mnie bardziej bawi czy przeraża.

4. W aparatach kompaktowych tak naprawdę często nie ma większej różnicy pomiędzy modelami, z wyjątkiem tego, że producent z Kraju Kwitnącej Wiśni umieszcza na swoich aparatach naklejkę "MADE IN JAPAN" i żąda za ten fakt 500 zł więcej niż oferujący to samo "w środku" Czebol. Ale oczywiście 90% klientów i tak weźmie droższy, bo oni nie chcą aparatu takiej samej marki jak mają mikrofalę.

5. Małżeństwo w wieku średnim. Wysłuchali, zdecydowali się. Tego ranka był jakiś problem z terminalami od kart płatniczych w kasach, więc chwilowo płatność tylko gotówką. On zagląda do portfela - pusto. Na szczęście bankomat tuż przed sklepem, zaraz wrócimy, tylko wypłacimy, proszę nam odłożyć i biegiem do maszyny. Odprowadzam państwo wzrokiem. Po chwili jeszcze widzę jak stoją w kolejce do urządzenia wypłacającego. Oni także zauważają mnie i machają uśmiechnięci (naprawdę, naprawdę nie żartuję). W tym miejscu następuje wydarzenie z kategorii paranormalnych. Czarna wołga, złodzieje nerek, Trójkąt Bermudzki, UFO - trudno powiedzieć co spowodowało to wydarzenie, ale po tym jak państwo zaczęli do mnie machać, odwróciłem głowę, by odpowiedzieć na pytanie kolegi i po sekundzie zwróciłem wzrok ponownie na uśmiechniętych klientów, których... już nie było. I niech mi ktoś, proszę, wytłumaczy co kierowało tą dwójką, żeby w sekundę od zdecydowania przejść do ucieczki w tempie zbyt szybkim dla oka w ciągu spokojnego obrotu szyi.

6. Żeby nie przynudzać to już ostatnia historia na tą chwilę i jako, że ostatnia to z apelem gratis. Klient, który wszystko wie lepiej od sprzedawcy to w jakimś stopniu norma i do tego chyba każdy sprzedawca jest przyzwyczajony, ale klienci przychodzący z pociechą ok. 14-letnią po lustrzankę, bo mała widziała w TV/na blogu/u psiapsiułki i od samego patrzenia na "luszczanke" jest zawodowym fotografem...

Proszę Was, opanujcie takie zachcianki dziecka, bo w większości przypadku to naprawdę nie jest przejaw zainteresowań fotografią, tylko dziecinne myślenie, że jak się kupi aparat duży i drogi to sam będzie robił zdjęcia.

Spieszę informować, że zdjęcia wykonuje fotograf posługując się swoją obszerną wiedzą na temat tych jakże pięknych i skomplikowanych zarazem urządzeń. Zdjęcia wykonuje światło, które jest najlepszym przyjacielem i wrogiem fotografa. Zdjęcia wykonuje artysta, lub reporter, który wie kiedy i gdzie być, by uchwycić ludzkie dramaty. Ale nigdy, przenigdy zdjęć nie wykonuje sam aparat, ani 13-latka ustawiając go na tryb auto. Jeśli Wasze dzieci koniecznie chcą spróbować swych sił, to nic złego w tym nie ma, wręcz przeciwnie, ja bym zachęcał, ale bądźcie świadomi, że dzieciaki podobne zdjęcia wykonają zaawansowanym kompaktem czy bezlusterkowcem, które są dwa lub trzy razy mniejsze, lżejsze i tańsze, a uczyć się na nich można tak samo dobrze. Więc nie "ma być luszczanka, bo koleżanka ma luszczanke i dobre zdjęcia robi", tylko porządny, lekki aparat, a zaoszczędzone pieniądze wydajcie na jakiś kurs/obóz fotograficzny i dobre książki, a dziecko na pewno złapie bakcyla, tak jak reszta nas, pasjonatów.

Saturn

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 382 (542)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…