Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#46294

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pisałem kiedyś o studentach. To taka fajowa forma życia, która dzieli się na tych wyuczalnych i tych, którzy dostarczają wykładowcom nieustającej rozrywki oraz usuwają barwnik z owłosienia.
No, bywają też tacy, którzy na zajęcia przychodzą pijani albo naćpani. Na zajęcia z doświadczonymi w rozpoznawaniu takich stanów ratunkowymi... Zazwyczaj szybko kończą karierę.
Dzisiaj trochę o pomysłach tej drugiej grupy.

W ratownictwie czasem zdarza się pacjent z zatrzymaniem krążenia.
Ba, niekiedy istnieje konieczność defibrylacji.
Nie wtajemniczonym wyjaśniam: to ten manewr, który najbardziej widowiskowo wygląda w telewizji. Przykładanie łyżek, ładowanie, rozgłośne wycie maszyny i komendy "clear!" wydawane głosem pełnym napięcia.
Napięcie jest tu jak najbardziej na miejscu, bo maszyna rzeczywiście wali niemożebnym prądem, żeby zrestartować migoczące serducho świeżego denata.
Co za tym idzie, do obsługi urządzenia potrzebna jest spora wiedza i ogromna ostrożność. Bo naprawdę, przyłożenie pełną mocą tej skrzynki powoduje wylezienie rosówek spod ziemi, niekiedy nawet górników.

Przeprowadzam test końcowy z medycyny ratunkowej.
Jedno z pytań dotyczy reanimacji topielca znajdującego się na środku jeziora, w głębokiej wodzie.
Wydawało mi się, że jasno przedstawiłem okoliczności zdarzenia, nie pozostawiając miejsca na wątpliwości.
Ale nieeeee....
Jedna ze wschodzących gwiazd ratownictwa podnosi główkę i melduje, że ma dwa pytania.
Pierwsze: jak długo należy uciskać klatkę piersiową pacjenta i drugie, jaką dać energię defibrylacji?
Zamurowało mnie. Dokumentnie.
Bo wyobraziłem sobie ratowniczkę, która najpierw próbuje uciskać gościa dryfującego na głębokiej wodzie...
Rozumiem, że po pierwszym uciśnięciu zwłoki opierają się o najbliższy ląd, znaczy o dno.
Ale wizja błyskawicznego połowu ryb poprzez aktywację we wodzie źródła potężnego prądu była jeszcze bardziej barwna...
Myślicie, że to maksimum niewiedzy?
Otóż nie.

Egzamin praktyczny, stacja na temat defibrylacji właśnie.
Jako, że nasze maszyny tłuką prawdziwym prądem, pilnujemy jak oka w głowie, żeby studenci nie doznali porażenia ani nie pozabijali otoczenia.
Toteż, ilekroć któryś z nich zapomni krzykiem odsunąć publiczność na bezpieczną odległość, profilaktycznie wyłączamy pudło. Natychmiast.
Jeden z egzaminowanych. Już pracujący ratownik. Zasłużony członek grupy nawalonych na większości zajęć.
Klęka przy skrzynce, włącza ją, a następnie spokojnie i bez słowa wyjmuje obydwie łyżki. Bierze je w jedną rękę i zaczyna rozsmarowywać na nich żel. Po czym... ładuje je w powietrzu!
I z naładowaną bronią zaczyna się kręcić po okolicy, szukając dogodnej pozycji do przyłożenia...
Toteż, pilnująca stacji koleżanka, natychmiast wyłącza sprzęt.
Wycie syreny milknie. Oddychamy z ulgą.
A mistrz kina akcji patrzy na nas wilkiem, jakby z pretensją.
Po czym powtarza poprzednią sekwencję ruchów.
Znowu wyłączamy sprzęt, zanim zrobi sobie krzywdę.
Po trzeciej akcji koleś nie wytrzymał.
Rzucił łyżki i z wyraźną pretensją skierował do koleżanki słowa:
- Jak ja mam to zdać, jak mi pani ciągle wyłącza???
No właśnie, jak?
Przy tak piekielnej komisji...
Nie zdał.
Napisał skargę na złośliwość egzaminatorów.
Odpowiedziałem jako przewodniczący, że jego działania nosiły wszelkie znamiona próby samobójczej i że nie wiem, kto mu dał podstawowy dyplom ratownika.

Nie jest łatwo skończyć naszą uczelnię. Ale za tych, którym się uda, przynajmniej się nie wstydzimy. I nie boimy się ich pracy.

edukacja ponadprzedszkolna

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 871 (917)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…