Wielu z Was nie uzna tego za piekielne, ba, zapewne zgarnę tyle minusów, że aż mnie zaboli - ale mnie zjawisko, które opiszę, doprowadza do szewskiej pasji na przemian z odruchami wymiotnymi.
Czytam wiele forów i stron internetowych, gdzie dopuszcza się komentowanie czy zamieszczanie własnych tekstów. Robię korekty również na portalach internetowych, gdzie piszą często osoby bez wykształcenia w tym kierunku. Dodatkowo wychodzę z domu, spotykam się z ludźmi i słucham rozmów. Doszłam też niedawno do wniosku, że Polacy nie potrafią normalnie wypowiadać się na temat... dzieci.
Jeśli gdziekolwiek, w tekście czy rozmowie, pojawi się temat niemowlęcia - zaczyna się gehenna zdrobnień. Dla wielu ludzi nie istnieje "dziecko" czy "niemowlę". Są dzieciątka, dzieciaczki, dzidzie, bobaski, maleństwa, maluszki, dziubdziusie, bobo, niemowlaczki... I te młode istoty zazwyczaj nie mają normalnych imion. Są Anusiami, Juleczkami, Madziusiami, Jasieczkami czy moje ostatnio ulubione - Bartłomiejkami.
Dzieci te nie posiadają również normalnych części ciała ani wyposażenia pokoju. Mają serduszka - nigdy serca, paluszki - nigdy palce, żołądeczki, główki, włoski, szczoteczki, skarpeteczki, dywaniczki, szafeczki, buteleczki, talerzyczki, zabaweczki, foteliczki... Z tendencją, niestety, do zmieniania tego nawet w skarpetunie czy fotelunie, itp. Jest to nagminne, nawet w tekstach przysyłanych do zamieszczenia na portalu informacyjnym. Autorom czasem ciężko zrozumieć, że nie przejdzie tekst w stylu "A najpiękniejsze skarpetunie dla bobasków robiła pani Hania skądś tam".
Kiedy dziecko jest już nieco większe i można z nim rozmawiać, to wszędzie słychać "A cio telaz moja kluszynka kochana źje na obiadek?". Kiedy niedawno chwilę zakręciłam się obok czteroletniej kuzynki Lubego i mówiłam do niej normalnie, zostałam wręcz ofuknięta, że dziecko straszę i że tak nie wolno, bo nie zrozumie.
Powoli unikam wszelkich miejsc, gdzie pojawia się cokolwiek z dziećmi związanego, bo natężenie powyższych infantylnych zwrotów przekroczyło już dawno masę krytyczną. I wnoszę tu mały apel o opamiętanie się ;)
Czytam wiele forów i stron internetowych, gdzie dopuszcza się komentowanie czy zamieszczanie własnych tekstów. Robię korekty również na portalach internetowych, gdzie piszą często osoby bez wykształcenia w tym kierunku. Dodatkowo wychodzę z domu, spotykam się z ludźmi i słucham rozmów. Doszłam też niedawno do wniosku, że Polacy nie potrafią normalnie wypowiadać się na temat... dzieci.
Jeśli gdziekolwiek, w tekście czy rozmowie, pojawi się temat niemowlęcia - zaczyna się gehenna zdrobnień. Dla wielu ludzi nie istnieje "dziecko" czy "niemowlę". Są dzieciątka, dzieciaczki, dzidzie, bobaski, maleństwa, maluszki, dziubdziusie, bobo, niemowlaczki... I te młode istoty zazwyczaj nie mają normalnych imion. Są Anusiami, Juleczkami, Madziusiami, Jasieczkami czy moje ostatnio ulubione - Bartłomiejkami.
Dzieci te nie posiadają również normalnych części ciała ani wyposażenia pokoju. Mają serduszka - nigdy serca, paluszki - nigdy palce, żołądeczki, główki, włoski, szczoteczki, skarpeteczki, dywaniczki, szafeczki, buteleczki, talerzyczki, zabaweczki, foteliczki... Z tendencją, niestety, do zmieniania tego nawet w skarpetunie czy fotelunie, itp. Jest to nagminne, nawet w tekstach przysyłanych do zamieszczenia na portalu informacyjnym. Autorom czasem ciężko zrozumieć, że nie przejdzie tekst w stylu "A najpiękniejsze skarpetunie dla bobasków robiła pani Hania skądś tam".
Kiedy dziecko jest już nieco większe i można z nim rozmawiać, to wszędzie słychać "A cio telaz moja kluszynka kochana źje na obiadek?". Kiedy niedawno chwilę zakręciłam się obok czteroletniej kuzynki Lubego i mówiłam do niej normalnie, zostałam wręcz ofuknięta, że dziecko straszę i że tak nie wolno, bo nie zrozumie.
Powoli unikam wszelkich miejsc, gdzie pojawia się cokolwiek z dziećmi związanego, bo natężenie powyższych infantylnych zwrotów przekroczyło już dawno masę krytyczną. I wnoszę tu mały apel o opamiętanie się ;)
Ocena:
984
(1614)
Komentarze