Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#46421

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii piekielni pracodawcy.

Historia z 2009 roku, ale jej wspomnienie nadal ciągnie się za moim byłym miejscem pracy - agencją rekrutacyjną.

Dostaliśmy duże zamówienie od otwierającej się firmy - będą potrzebowali trzycyfrowej liczby (i to wcale nie zaczynającej się od 1, 2 czy 3) wykwalifikowanych pracowników. Profesja niezbyt popularna w UK, płaca wyśmienita więc ruszyliśmy z ogłoszeniami na Europę, ja skoncentruję się na polskim wątku.

3 miesiące na biurku leżała sprawa tejże rekrutacji - ogłoszenia w dużych i lokalnych gazetach w Polsce, telefony od zainteresowanych, wynajmowanie pomieszczeń w większych miastach w celu rekrutacji, zamawianie dla nas biletów lotniczych - wszystko kręciło się szybko, sprawnie, klient co jakiś czas dzwonił lub prosił o telefony raportujące postępy w rekrutacji.

Przyszedł czas na loty, osobiste spotkania z chętnymi, tłumaczenie po kilkadziesiąt razy tych samych rzeczy - ale taka to już specyfika pracy rekruterów. Rodacy zadowoleni, chętni do pracy, spełniający kryteria mają obiecane konkretne terminy rozpoczęcia pracy, kupują bilety do UK. Zaczynamy na prośbę niektórych z nich rozglądać się za zakwaterowaniem, nawiązujemy współpracę z agencją mieszkaniową oferującą wynajem na pokoje.

Łącznie cała agencja po wytężonej pracy znalazła ponad 400 chętnych osób z kontynentu. Niby pięknie, będzie praca, lepsze życie?

Dzwoni klient, że jego zakład będzie się otwierał dokładnie tego i tego, pierwsze zamówienia będą realizowane tego i tego. Dla nas - cudownie. Tylko, że on chce od nas 20 pracowników. Jak to?! Już nie ponad 400?! No nie. Po dłuższych pertraktacjach klient zgodził się na wzięcie jednak setki pracowników. Wybraliśmy tych, naszym zdaniem, najlepszych, do reszty dzwoniliśmy lub rozsyłaliśmy maile przepraszając, iż jednak pracy nie ma. Wyzwisk, żali, lamentów, płaczu ponad 300 osób nie będę tu wspominać. Chyba każdy potrafi sobie wyobrazić co może poczuć człowiek, któremu obiecano konkretny termin rozpoczęcia pracy, a okazuje się że żadnej pracy nie będzie.

Przejdźmy jednak do setki szczęśliwców, którzy pracę mieli rozpocząć. Ludzie przyjechali do UK, zadowoleni, gotowi do pracy, mają środki na utrzymanie do pierwszej wypłaty, my liczymy straty i kiedy nam ten cały interes się zwróci, coś czujemy, że budżet na świąteczny wyjazd firmowy się uszczupli lub zniknie.

Dzień przed rozpoczęciem pracy całej setki dzwoni klient - on chce jednak 20 pracowników. Nie więcej, nie 100, ma być na jutro 20 osób. I jak teraz spojrzeć tym wszystkim ludziom w oczy?

Dziękuję losowi, że to nie ja zostałam wybrana do bycia szczęśliwcem, który miał oznajmić 80 osobom, że jutro nie rozpoczną wyczekiwanej pracy w swoim zawodzie, że ewentualnie postaramy się upchnąć ich w innych miejscach robiących coś zupełnie innego. Wyobrażam sobie za to, że szturmu na agencję, jaki wtedy miał miejsce, nie powstydziłby się niejeden generał. Krzyki i wyzwiska obudziłyby niejednego umarłego.

A wszystko przez jednego idiotę, który ludzi ma jedynie za numerki, które w dowolnym momencie można zmienić wedle uznania i kaprysu.

agencja pracy

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1104 (1154)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…