Historia wręcz komiczna.
Na wstępie opowiem historię mego męża [N].
Tak więc rodzice mojego ukochanego zginęli w wypadku samochodowym, gdy miał 10 lat. Ktoś musiał się zająć nim, chorowitym i zrozpaczonym chłopakiem i jego dwuletnią siostrą.
Rodzina N. dzieli się na "polską" i "niemiecką" (matka N. była Niemką). "Rodzina niemiecka" pomyślała, że lepiej by było aby dzieci zostały w Polsce. Znajome otoczenie, język, zwyczaje. I tutaj nastąpił zwrot. "Rodzina polska" się wycofuje! Nikt stamtąd się nie odzywa. Cisza. Zniknęli. Zapomnieli o dwójcie sierot.
Tak więc N. i jego siostra mieszkali przez osiem lat w Hamburgu z ciotką (młodszą siostrą matki).
Oczywiście zero kontaktu z Polski. Nawet, gdy siostra N. zginęła, w dokładnie taki sam sposób jak jej rodzice, nie przyjechali na pogrzeb, nie zadzwonili, nie napisali. Dalej cisza.
Po tylu latach N. pogodził się z tym, że został odrzucony. Zapomniał. Aż do dzisiejszego popołudnia.
Dzwonek do drzwi. Mąż otwiera. W drzwiach stoją niewidziani od dwudziestu lat dziadkowie. Uśmiechnięci, radośni. Zgoda? Pojednanie? Skądże! Na wstępie wypalili to:
"Cześć N.! Wnusiu, ale ty wyrosłeś! Bo my słyszeliśmy, że ty teraz dużo zarabiasz! Jesteś jakimś prawnikiem, tak? Wiesz, remontujemy dom i potrzeba nam tysiąc pięćset złotych..."
Trzaśnięcie drzwiami.
Tak absurdalnej sytuacji w życiu nie widziałam.
Na wstępie opowiem historię mego męża [N].
Tak więc rodzice mojego ukochanego zginęli w wypadku samochodowym, gdy miał 10 lat. Ktoś musiał się zająć nim, chorowitym i zrozpaczonym chłopakiem i jego dwuletnią siostrą.
Rodzina N. dzieli się na "polską" i "niemiecką" (matka N. była Niemką). "Rodzina niemiecka" pomyślała, że lepiej by było aby dzieci zostały w Polsce. Znajome otoczenie, język, zwyczaje. I tutaj nastąpił zwrot. "Rodzina polska" się wycofuje! Nikt stamtąd się nie odzywa. Cisza. Zniknęli. Zapomnieli o dwójcie sierot.
Tak więc N. i jego siostra mieszkali przez osiem lat w Hamburgu z ciotką (młodszą siostrą matki).
Oczywiście zero kontaktu z Polski. Nawet, gdy siostra N. zginęła, w dokładnie taki sam sposób jak jej rodzice, nie przyjechali na pogrzeb, nie zadzwonili, nie napisali. Dalej cisza.
Po tylu latach N. pogodził się z tym, że został odrzucony. Zapomniał. Aż do dzisiejszego popołudnia.
Dzwonek do drzwi. Mąż otwiera. W drzwiach stoją niewidziani od dwudziestu lat dziadkowie. Uśmiechnięci, radośni. Zgoda? Pojednanie? Skądże! Na wstępie wypalili to:
"Cześć N.! Wnusiu, ale ty wyrosłeś! Bo my słyszeliśmy, że ty teraz dużo zarabiasz! Jesteś jakimś prawnikiem, tak? Wiesz, remontujemy dom i potrzeba nam tysiąc pięćset złotych..."
Trzaśnięcie drzwiami.
Tak absurdalnej sytuacji w życiu nie widziałam.
rodzina
Ocena:
1230
(1294)
Komentarze