Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#46540

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako 12-letnia dziewczynka wybrałam się z rodzicami na narty. Zamieszkaliśmy w pewnym pensjonacie, którego już nazwy nie pamiętam.
Poznałam tam koleżankę- Kasie.

W domku były 2 pieski, z którymi uwielbiałyśmy się bawić, ale któregoś dnia jeden z nich zniknął.
Zapytałyśmy się właścicielki, co się z nim stało.
Pani prowadząca pensjonat zaprowadziła nas do suni, która przebywała w kotłowni, ponieważ miała cieczkę.
Od tego czasu odwiedzałyśmy razem sunie przy każdej możliwej okazji.

Tak też zrobiłyśmy pewnego wieczoru, gdy nasi rodzice spotkali się w celach towarzyskich w jednym z pokoi.
Zaznaczam, że nikt nie wiedział, że dbamy o sunie, która znajdowała się w podziemiach. Zawsze mówiłyśmy tylko "idziemy się pobawić z pieskiem"... No cóż, nie mówiłyśmy o którego czworonoga chodziło...
Było trochę po 22. Przyniosłyśmy psiakowi wodę i jakieś zabawki, po czym zaczęłyśmy ją czesać.
Nagle zgasło światło. Zaznaczam, że kotłownia znajdowała się w piwnicach, gdzie nie było okien ...
"TRZASK"- usłyszałyśmy zamykanie drzwi, a następnie przekręcanie klucza.
"Oduczy was to włazić tam gdzie nie powinnyście, upierdliwe bachory!"
Krzyknął pijany w 3 du*y pan właściciel.
No i stało się. Włącznik światła był po drugiej stronie, za drzwiami. Zostałyśmy z psem, daleko w piwnicy, bez jedzenia ani picia.

Znalazła nas właścicielka następnego dnia(!) koło godziny 17, jak chciała zanieść psu resztki z obiadokolacji.

Nie wiem nawet jak to skomentować...

kotłownia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 260 (374)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…