Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#46743

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o piekielnym szpitalu i jeszcze piekielniejszych lekarzach
Sytuacja wygląda następująco: Moja babcia dzień po świętach dostała udaru mózgu ( zaznaczę że wcześniej czuła się dobrze, chodziła). Karetka, zabierają do szpitala w R.P( lubelskie). Szpital słynie z opieki wyjątkowo specyficznej, bez koperty nie licz na nic. Babcia w stanie ciężkim, nie mówi, nie porusza się, nie jest w stanie sama funkcjonować, potrafi odpowiedzieć na pytanie mówiąc jedynie -no-. Posiłki podawane w formie papki z tym, że nikt się nie przejmował aby jadła, rodzice każdego dnia jeździli aby babcię nakarmić. Po kilku dniach babcia dostaje zatoru płucnego. Sytuacja się pogarsza, ale żyje.
Po jakimś czasie szpital stwierdza że babcię wypisują. Na pytanie co dalej lekarz mówi , że jej stan jest dobry. Ok, w takim razie proszą o przywiezienie jej do domu. I tu zaczynają się schody. Ordynator twierdzi iż rodzice mogą sami zabrać chorą do domu, transport sanitarny jest odpłatny. Nie wiem jak on sobie wyobrażał posadzenie sparaliżowanej i leżącej osoby w samochodzie. Poszperałam w internecie, zadzwoniłam do rzecznika, okazało się że osoba niepełnosprawna w takim stopniu ma zapewniony transport nieodpłatnie. Szpital kazał płacić, natomiast po wytoczeniu kilku argumentów jednak przywiózł babcię za darmo. W domu okazuje się, że babcia ma straszne odleżyny, które w szpitalu zostały zabandażowane aby rodzice ich nie zauważyli. Dodam tylko, że bandaż wrósł w skórę. Mija tydzień, babcia czuje się coraz gorzej pomimo dobrej opieki. Martwimy się, bo nie chce jeść ani pić, ciężko oddycha, patrzy w jeden punkt, traci przytomność. Dzwonimy po karetkę. Zabierają do szpitala. Mija kilka godzin rodzice dowiadują się, że babcia leży w jakiejś kanciapie gdzie nikt się nią nie interesuje, ponieważ na żaden oddział nie chcą jej przyjąć. Lekarz twierdzi, że wszystko kosztuje, nawet tlen. Każe zabrać babcię do domu. Na pytanie jak mają jej podawać posiłki i wodę lekarz twierdzi, że go to nie interesuje. Czyli skazujemy babcię na śmierć głodową. Rozumiem, jest osobą starszą, po udarze, w stanie ciężkim, ale jakieś kroplówki nawadniające by się przydały. Lekarz stwierdza, że rodzice sobie poradzą, mogą ją karmić dojelitowo ( super, ciekawe jak?). Wypis babci, przywiozą ją za 1,5 godziny do domu. Czekamy. Mija 4 godziny, tata zniecierpliwiony dzwoni. Pani w informacji mówi, że tata ma ją sam zabrać, oni nie wożą pacjentów, jeśli już to odpłatnie, czyli koło się zamyka, ta sama dyskusja. Szpital ciągnie kasę mimo, że przejazd chorym w takim stanie funduje nfz. Finał jest taki, że tata był straszony sądem i policją przez lekarzy, ponieważ ich zdaniem nie opiekował się chorą. Po prostu śmieszne i żałosne. To jego matka, więc opiekę miała dobrą. W tym momencie babcia jest w domu, prawie nieprzytomna, czeka na śmierć, w dodatku bez jedzenia i picia, widok straszny a wszystko dlatego, że szpital ma za dużą liczbę zgonów i nie chcą sobie psuć statystyk.

służba_zdrowia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (230)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…