Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#46922

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem stałą bywalczynią sanatoriów dla dzieci. Przeważnie w żadnym nie miałam większych problemów, jednakże to ostatnie, w którym byłam przeszło 2 lata temu osiągnęło wszelkie szczyty. I ta historia będzie właśnie o piekielności służb zdrowia w sanatoriach dziecięcych...

Po pierwsze - miejscowość umiejscowiona w kotlinie, co już kiepsko wpływa na zasięg, do tego stare budownictwo jeszcze bardziej ograniczające sygnał, przez co wiele dzieci i młodzieży nawet nie miało szans na dodzwonienie się do rodziców (co poniektórzy starsi stawali na parapetach, i dopiero wtedy byli w stanie złapać choćby jedną kreskę zasięgu).

Po drugie - Światło i prąd - W pokojach nie było włączników światła. Wszystkie bezpieczniki znajdywały się w dyżurce pielęgniarek, i ów pani w kilcie, każdego dnia o tej samej porze (czyt. 21.30) wyłączała światło na całym oddziale (co z tego że w lipcu jest bardzo długo jasno, a młodzież w wieku 14-18 lat nie ma szans zasnąć o tej porze? cisza nocna obowiązuje i już!), prócz tego na dwa 6-osobowe pokoje, przypadał aż 1 (!) kontakt. No ale skoro i tak nie ma zasięgu, to po co ładować telefony?

Po trzecie - łazienki - na 50-osobowy oddział były jedynie 3 prysznice + 4 toalety (pomińmy fakt, że jedna z toalet była zapchana przez cały tydzień, bo nikt nie raczył się wziąć za wyczyszczenie?). A, nie zapomnijmy również, że 50 dziewcząt ma obowiązek umycia się w przeciągu 1,5 godziny.

Po czwarte - posiłki - oddział dziecięcy podzielony był na 4 oddziały - 1, chłopcy, młodzież; 2, dziewczęta, młodzież; 3, dziewczęta, dzieci i 4, chłopcy dzieci. W pierwszej kolejności na posiłki szły dzieci (która notabene bardzo często pozostawiały po sobie niezły bałagan), na samym końcu był oddział 2, który pewnego ranka do śniadania otrzymał jedynie czerstwe piętki. przez kolejne pół godziny nie mogliśmy się doprosić chleba. Dopiero starsi ludzie z prywatnych rehabilitacji zgodzili się oddać nam część swojego chleba. Ah, wspominałam że dziewczęta na diecie wegetariańskiej dostawały sałatki z dodatkowym białkiem oraz ser zapiekany w opakowaniu?

Po piąte - chłopcy mają kategoryczny zakaz przebywania z dzięwczętami! Przecież już sama rozmowa grozi ciążą, prawda?!
Wyjątek stanowiły wyjścia przed budynek, które w rzeczywistości rozpoczęły się dopiero w połowie turnusu. Ale nawet wtedy krzywo patrzano na obie płcie przebywające koło siebie.

Po szóste - zachorowałeś? przeziębiłeś się? Dostałeś zatrucia żołądkowego?
W tym ostatnim przypadku, jeśli przez kilka dni chodzisz do pielęgniarek i skarżysz się na ból żołądka, usłyszysz "Za tydzień wracasz do domu, tam się będziesz leczył". Nie ważne, że prosisz tylko o miętę, i przejście na dietę lekkostrawną. I tak pewnie tylko udajesz, żeby nie jechać na wycieczkę (wtf? Czy jeśli przez ostatnie 3 tygodnie jesteś przykuty do jednego pomieszczenia, to naprawdę tak ci zależy na pozostaniu w tym miejscu?). Dostaniesz nospę, a miętę możesz sobie sam kupić w sklepiku na dole (gdzie ów napój kosztował 2-3 więcej niż w normalnym sklepie).

Gdy już jesteśmy przy sklepach, to 7 ciekawostka - Do sklepu możemy zajść, owszem, ale tylko całą grupą podczas spaceru. Muszę wspominać jak często to się działo?
W dodatku najbliższy sklep należał do prywaciarza, gdzie ceny również były wyższe, niż w przypadku innych sklepów. W końcu biedronka jest oddalona o całe 3 km! Nie możemy dzieci tak daleko zabierać.

Oczywiście to nie są wszystkie kwiatuszki z ów uzdrowiska. Wychodziły tam również takie paranoje, jak takie same zabiegi dla wszystkich (przyjechałeś leczyć wadę postawy? Koniecznie potrzebujesz inhalacji solankowych! Oh, a Ty tu jesteś żeby leczyć astmę? zapraszam na gimnastykę korekcyjną!).
Co za szczęście, że więcej nie trafię do takiego piekła...

służba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (38)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…