Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#46959

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko przypomnę, jestem nauczycielem w szkole ponadgimnazjalnej.

Minęło trochę czasu i na spokojnie (bo już parę dni minęło, chciałbym przedstawić nową. Siłą rzeczy, historia będzie z mojego punktu widzenia (nauczyciela), a więc pewnie nie spodoba się obecnym uczniom.

W tym roku tak się złożyło, że moje województwo ferie zaczyna jako "ostatnie", czyli teraz. Tak więc ostatnie tygodnie były dosyć gorące, zwłaszcza dla uczniów, którzy niestety nie przekraczali tej kreski "na ocenę pozytywną".
Różnie z tym bywa, niektórzy nie dają sobie rady, bo (i to jest smutna prawda) nie są w stanie opanować materiału na określonym (wymaganym) poziomie, inni po prostu "olewają" wszystko co jest związane ze szkołą, bo takie mają poglądy (ich sprawa moim zdaniem), i jest niestety grupa, która uważa, że z racji "urodzenia", stanowiska czy majątku ich rodziców, znajomości, koligacji rodzinnych itp. mogą nic nie robić, a pozytywna ocena im się należy.

Jestem jaki jestem i rozumiem, że ktoś chorował, ma problemy w domu, rodzinie, nie jest tak bystry jak inni, jeżeli widzę choćby odrobinę chęci, to daję kolejne terminy, dodatkowe poprawki, zaliczenie brakujących partii materiału itp. No i w ten sposób sam się wkopałem.

W jednej z klas chłopak miał wypadek na rowerze, dosyć ciężki, na szczęście skończyło się na dwóch miesiącach z miednicą w gipsie i przewidywany) czas rehabilitacji długi (wózek, kule, gorset i diabli jeszcze wiedzą co, nie znam się na tym), ale przez te cztery miesiące w szkole go nie było, pojawił się po nowym roku (zresztą wcześniej rodzice poinformowali szkołę o co chodzi). Przygotowywałem mu zadania, swoje materiały na lekcję kserowałem, koledzy i koleżanki dawali mu swoje, ale mimo wszystko nie dał sobie rady, samemu z matmy jest naprawdę ciężko.

W tej samej klasie jest uczennica, córka... (tu oczywiście nie napiszę kogo), której czas chodzenia do szkoły polegał na doborze makijażu, stroju, zakupie najnowszego gadżetu, bywaniu tu i tam, obracaniu się w odpowiednich sferach, robieniu "fochów", kręceniu nosem..., nie będę kontynuował, bo ten z trudem uzyskany spokojny nastrój mi minie.
Oczywiście takie drobiazgi jak opanowanie pewnych treści i umiejętności przewidzianych w ustawach i rozporządzeniach ministra, to było coś uwłaczającego jej nadzwyczaj rozbudowanemu poczuciu godności osobistej.

Skończyć się to musiało tak, jak się skończyło. I on i ona pod koniec semestru znaleźli się pod kreską i w jakiś tam sposób zaległości i braki musieli zaliczyć.
Chłopak miał do tyłu dwa krótkie działy, był nawet z rodzicami, dałem mu zestawy zadań, i on i rodzice dowiedzieli się, że zadania będą podobne, ojciec jest akurat inżynierem, zobowiązał się, że siądzie z synem (chociaż mu to bardzo nie pasowało czasowo), zadania porobi.
Na umówione (dzwoniłem ja, dzwoniła sekretarka ze szkoły, dzwonił nawet dyrektor) spotkanie z rodzicami szanownej królewny nikt przybyć nie raczył.

No i nadszedł ten dzień sądu ostatecznego. Na całe to "zaliczenie" przybyli: uczeń, sam, trochę zdenerwowany i uczennica, z szacownymi rodzicami panią ... i panem ... oraz (!!!) panią z Kuratorium Oświaty i zastępcą burmistrza...

W tej sytuacji, jako biedny żuczek, otworzyłem salę, zaprosiłem parę zdających do środka, po czym widząc, że do środka ma zamiar wejść cała reszta towarzystwa, grzecznie (jak na mnie) ich powstrzymałem i wysłałem błąkającego się ucznia po wicedyrektora (specjalnie po niego, bo to rozsądny człowiek). Dyrektor przybył, kłótnia przeniosła się na wyższy poziom, skończyło się na tym, że do sali może wejść pani z Kuratorium (aby kontrolować prawidłowy przebieg tego sprawdzianu - co samo w sobie jest nieprawne, ale na to się zgodziłem). Po 1,5 h uczniowie wyszli i do sali wparowała cała ekipa. No to ja grzecznie mówię, że muszę sprawdzić prace uczniów i potrzebuję spokoju.

Po dosyć burzliwej dyskusji (rodzice, zastępca burmistrza i "kompetentna" osoba z kuratorium twierdzili, że będę oszukiwał przy sprawdzaniu) wy***łem całe towarzystwo na korytarz. (Przepraszam za kropkowanie, ale inne słowo oddające mój nastrój i przebieg zdarzenia jakoś mi się nie nasunęło). Poprawiłem, poprosiłem zainteresowanych, poinformowałem o wynikach, chłopak zaliczył, panna nie.

Pani z kuratorium zaczęła żądać protokołów i innych papierów (całkowicie bez sensu), zastępca zaczął mi uświadamiać jakie to mam perspektywy kariery zawodowej, rodzice przeszli całą drogę od próśb do gróźb karalnych, wicedyrektor, który obserwował końcowe zamieszanie z daleka, ubrany do wyjścia z kluczykami w ręku, ewakuował się bardzo szybko, ja papiery schowałem, w sekretariacie poinformowałem jak się to skończyło (tzn. jakie oceny mają trafić do systemu) i pojechałem do domu.

Oczywiście to było by zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. W ostatnim tygodniu przed feriami, jak zwykle jest najpierw konferencja klasyfikacyjna (gdzie zatwierdza się oceny - konferencja plenarna jest później i zwykle w innym terminie, raczej na feriach). No i na tejże konferencji zostają odczytane pisma:*

* Tu od razu wyjaśniam, posiedzenia klasyfikacyjne nie są poufne, uczestniczą w nich przedstawiciele uczniów, rodziców, przedstawiciele zakładów pracy w których odbywają się praktyki uczniów, w razie potrzeby przedstawiciele samorządu i kuratorium. Za zgodą dyrektora mogą brać w nich udział nawet przedstawiciele mediów. Jak ktoś jest chętny, to proponuję przestudiowanie odpowiednich rozporządzeń Ministra Oświaty.

- zarzuty Kuratorium Oświaty o nieprawidłowym przebiegu egzaminu sprawdzającego - drobiazg, to nie był egzamin sprawdzający, taki odbywa się, gdy ja wystawię ocenę, uczeń się z nią nie zgadza i zażąda takiego (w skrócie)
Krótka dyskusja i okazało się, że pani z Kuratorium się nie zna, bo koleżanka pisała pismo, a ona musiała tu być.

- zarzuty rodziców (oczywiście uczennicy) - uczennica była dyskryminowana, bo pisała w odrębnej sali sama i to w towarzystwie upośledzonego ucznia!!! Pomijam logiczną sprzeczność (skoro w towarzystwie, to nie sama), ale co? Miała sobie kumpli zaprosić?

- zarzuty wielce szanownej/wielebnej (muszę użyć takiej formy bo pismo podpisała siostra przełożona zakonu ....., która jest jednocześnie psychoterapeutką po studium psychologicznym ........), że jej podopieczna jest w trakcie przechodzenia kryzysu osobowościowego związanego z okresem dojrzewania, a moje wymagania z przedmiotu tak oderwanego od sfery duchowej zaburzają jej prawidłowy rozwój.**

** Gdybym ja napisał coś podobnego w jakimkolwiek oficjalnym dokumencie to bardzo szybko znalazłbym się w miejscu bardzo odosobnionym. Przepraszam za taką ilość kropek, ale nie mogę cytować dokładnie.

- zarzuty zastępcy burmistrza, który w bardzo mętny sposób wypowiedział się na temat tego "egzaminu", za to groźnie opisał co zrobi z budżetem szkoły w następnych latach.

I teraz nas koniec:
- to nie było jakieś ratunkowe zaliczenie, zwykła ocena na półrocze, można było dostać jedynkę i uczyć się dalej
- nie miało to żadnej oficjalnej formy, uczniowie (przynajmniej ci zainteresowani) dowiedzieli się: tego i tego trzeba się nauczyć, przyjść i zdać
- ja jestem stary (metrykalnie i stażowo), różnych takich burmistrzów, nawiedzonych pań z kuratorium przeżyłem już wielu i pewnie przeżyję wielu następnych
- nawet jak mnie wyrzucą (co będzie trudne), to jakoś to przeżyję. Aż tak stary nie jestem, o prace się nie martwię. Bardziej mnie cieszy, jak uczennica sprzed 5-8 lat (która ze mną miała duże problemy) potrafi na mieście przez ulicę krzyczeć dzień dobry i przelecieć na drugą stronę, żeby się pochwalić, że skończyła studium stomatologiczne i teraz żyje o ho ho (cyt.), albo chłopak, który w technikum był cichutką myszką (prawie, że klasową ofermą) teraz jest dyrektorem technologicznym dużego koncernu (mój wkład w to był znikomy, ale zawsze).

Rozpisałem się jak głupi, ale skoro mam ferie (w poniedziałek cztery grupy zajęć z maturzystami, wtorek plenarka - jakieś sześć godzin, środa - zajęcia wyrównawcze, czwartek - dyżur, piątek - wyjazd na szkolenie z wydawnictwa, przyszły tydzień nie wiem) to mogłem.

Skomentuj (86) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1787 (1857)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…