Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#47141

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po dłuższej przerwie postanowiłem znowu opisać piekielne sytuacje w autobusach MPK. Oczywiście o piekielnych pasażerach. Historii o piekielnych kierowcach jest na pęczki.

Wybaczcie dłużyznę, ale jest to potrzebne byście w pełni zrozumieli moje podejście oraz bym nie musiał wielu rzeczy kilkukrotnie tłumaczyć w komentarzach.

Dziś zajmiemy się tematem przystanków i wszystkiego co z nimi związane.

Część I.

Na pierwszy ogień pójdzie "podjeżdżanie pod przystanek". Właściwie wykonane powinno wyglądać tak:
- autobus stoi równolegle do drogi i krawężnika zatoki (w przypadku autobusu przegubowego tyczy się również naczepy),
- linia nadwozia powinna praktycznie stykać się z linią krawężnika (dzięki temu wsiadanie jest łatwe i bezpieczne nawet na lodzie, a po wejściu autobusu w "przyklęk" pozwala wjechać wózkiem dziecięcym lub inwalidzkim praktycznie bez użycia siły).

Wykonanie tego manewru perfekcyjnie jest w sumie bardzo proste już po kilku tygodniach za kółkiem. Jest tylko jedno ale. Wymaga podczas wjazdu do zatoki najechania przodem karoserii nad krawężnik, autobusem przegubowym dość znacznie (zwykle zatoki mają +/- 20m, a autobusy przegubowe ponad 18m, więc inaczej autobus się dobrze nie ustawi). I tu pojawiają się piekielne pasażerki (wybaczcie generalizowanie ale kobiety to 99% takich przypadków).
Zwykle podstarzałe matrony o obwodzie sprawiającym, że łatwiej je przeskoczyć niż obejść. Stają sobie takie na samym krawężniku przez co ich "bak" wystaje na samą zatokę. Nie raz jeszcze pochylą się do przodu w nie wiadomym celu co niezmiernie podnosi mi adrenalinę. Jak to się kończy? Nie ryzykuję testu spotkania matrona-narożnik i staję dalej od krawężnika. Efektem tego jest wielka przestrzeń między autobusem, a krawężnikiem. Oraz to, że wystaje na całej długości poza zatokę. Wstyd i hańba. A to jeszcze nie koniec.
Gdy już "przeszkoda" wsiądzie i dotoczy się do mnie, zaczyna się "darcie mordy" (wybaczcie inaczej tego nazwać się nie da). Że kierowca prostak, że cham. Oraz kilka innych epitetów pod adresem mojej osoby. Powód? Jaśnie wielmożna PANI musiała się namęczyć wy wsiąść do autobusu, bo taki kretyn jak ja nie umie "zaparkować autobusu".

Przejdźmy dalej. Jeśli manewr z historii powyżej się udał, zaczyna się kolejna szopka. Wyobraźcie sobie że kierowca autobusu ma... cholernie słabą widoczność jeśli chodzi o to co się dzieje po bokach autobusu. Lusterka dają widoczność wzdłuż autobusu wystarczającą by bezpiecznie nim kierować. Ani lusterka, ani kamery nie dają możliwości obserwowania dalszego otoczenia. Widoczność w prawym lusterku to mniej więcej 2m przy lusterku do 3-3,5 przy ostatnich drzwiach. Czym to skutkuje? Jeśli biegniecie do autobusu prostopadle, to zauważę was ułamek sekundy przed tym jak do niego dobiegniecie.

Sytuacja wygląda tak: Stoję z otwartymi drzwiami. Nikt już nie wsiada ani nie wysiada. Ostatni rzut okiem i zamykam drzwi. I teraz podbiega pasażer. Drzwi zamykają się mu przed nosem. Jeśli jeszcze patrzę w prawe lusterko, to otwieram drzwi i pasażer wsiada. Jeśli skupiłem się na wyjeździe z zatoki i nie widzę że ktoś tam stoi, to pasażer wali w drzwi. Jeśli usłyszę, to drzwi otwieram i jest ok. Jeśli nie, to po prostu odjeżdżam nieświadomy że zostawiłem pasażera.
Zakładając że pasażer dobiegł, walił w drzwi, wpuściłem go - w tej chwili podchodzi do mnie i znowu zaczyna się "darcie mordy". Czemu? Bo zły i paskudny zamknął mu drzwi przed nosem.

Dodam że w wszystkich nowych autobusach oraz w 90% starych nie da się cofnąć drzwi w pół drogi. Muszą się zamknąć/otworzyć wtedy dopiero mogę je znowu otworzyć/zamknąć. Co potęguje opinie pasażerów że robię to specjalnie...

Na zakończenie dzisiejszej części sprawa rozkładu i jego przestrzeganie. W regulaminie przewozu przeczytamy, że przewoźnik zobowiązuje się do przewożenia pasażerów z punku A do punktu B. Oraz przestrzegania godzin odjazdów zgodnie z rozkładem jazdy. Pasażer natomiast jest zobowiązany stawić na przystanku przed czasem odjazdu autobusu. Jak również zakupując bilet oraz kasując go w autobusie zostaje zawarta umowa przewozu, w której między innymi pasażer akceptuje cały regulamin przewozu. Prosto, zrozumiale, ale czy na pewno?

Praktycznie co dzień ktoś urządza mi awanturę. Tematem której jest to iż ruszyłem z przystanku za wcześnie/za późno. W przypadku opóźnienia wytłumaczenie jest jedno - ruch uliczny. Nawet gdy nie ma korków są sytuacje gdy nie da się opóźnień uniknąć. A to złapiemy trzy czerwone światła pod rząd. A to na przystankach jest dużo pasażerów, więc mój postój się wydłuża. Pasażerów narzekających na opóźnienie, te 2 zdania zazwyczaj uspokajają.

Jeśli chodzi o przyspieszenia... tu już gorzej. Wygrażaniom nie ma końca jak i wyzwiskom. A w moim przypadku 100% winy leży po stronie pasażera. Czemu? NIGDY nie odjeżdżam z przystanku przed czasem. Jeśli wjechałem w zatokę za wcześnie, to czekam spokojnie na czas odjazdu. Czemu? Za przyspieszenia grożą dotkliwe kary finansowe, a banalnie łatwo je udowodnić w razie skargi. Głównym powodem istnienia takich krzykaczy jest ich... ignorancja. Czyli:

a) Ślepa wiara, że ich zegarek chodzi idealnie. Oraz święte przekonanie, że wszystkie inne muszą chodzić tak samo.
b) Wychodzenie z domu "na styk".

Jak to się kończy? Zegarki chodzą różnie, pasażer wyszedł na styk. Musi zasuwać galopem, bo ja już stoję na przystanku. Potem musi oczywiście mnie obsmarować za coś co jest jego własną winą.

komunikacja_miejska

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 612 (690)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…