Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#47154

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sesja wciąż trwa w najlepsze, więc i piekielnych historii uzbierałoby się pewnie sporo. Ta będzie o moim dobrym kumplu z roku i... tak! O Profesorze przez wielkie P (ale to materiał na inny raz).

Pan Profesor [P] prowadził przedmiot, który z nazwy wydawał się bardzo ważny dla naszego kierunku, jednak szybko okazało się, że niczego konkretnego tutaj nie usłyszymy. Zależało nam, by po prostu przedmiot zaliczyć. Do końcowej oceny wliczała się obecność na wykładach, efekt pracy pisemnej i jednego kolokwium. P postanowił zrobić jednak dwa wyjątki – jeden w postaci koleżanki z roku [K], drugi w postaci mojego kolegi właśnie, dajmy na to Marka [M].

Ta dwójka przedstawiła całkiem ciekawą prezentację, P zachwycony, pod koniec zajęć zaprasza K i M do siebie – oboje obecności wszystkie mają i prace pisemne oddali, więc nie muszą już pisać kolokwium. Od ręki dostali piątki uraczone profesorskim autografem w indeksach, nie mieliśmy jeszcze wtedy rozdanych kart egzaminacyjnych, więc po resztę wpisu mieli się zgłosić później. P zapisał sobie w swych cennych notatkach, że ta dwójka jest zwolniona z pisania kolokwium, dłonie im uścisnął i życzył najlepszego. I tu sprawa mogłaby trafić na wspaniałych, ale...

Po ogłoszeniu wyników z kolokwium, starosta zebrał od wszystkich indeksy i karty egzaminacyjne i pomknął kilka dni później do szanownego P po wpisy. Wziął też papiery od K i M, bo wciąż nie mieli wpisów na karcie. Gdy cały rok był już załatwiony, starosta podsuwa ostatnie dwa indeksy i karty egzaminacyjne i... P nie wie o co chodzi! Starosta tłumaczy. Dobrze, dobrze. P podpisał kartę K, spogląda na kartę M, skrzywia się nieco, spogląda do indeksu M, indeks ogląda, inne oceny przegląda, potem przegląda indeks K, coś mu wyraźnie nie pasuje. On nie podpisze! M ma się stawić osobiście!

Sprawa ciągnęła się przez półtora tygodnia, M wreszcie został przez P przyjęty. I co się okazało?

Gdy P zobaczył, że M ma wpis z innego przedmiotu na tej samej kartce z oceną 3+, stwierdził, że M jest kiepskim studentem i nie zasługuje na 5 u niego. Przejrzał resztę indeksu, a tam przeważała ilość 4. Nie, to niemożliwe, by sam czcigodny P wcześniej mu wpisał 5! Niemożliwe!
M usiłował tłumaczyć, że prezentację przedstawił, że się podobała, że przecież w indeksie widnieje własnoręczny podpis P. I to był błąd.
Podpis? Jaki podpis? - rzekł tak oto P, wyrywając tę kartkę z indeksu...

I co teraz, drodzy piekielni? Sprawa zgłoszona póki co w dziekanacie, w końcu indeks to dokument, teraz niestety celowo przez profesorskie ręce zniszczony.

uczelnia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 736 (790)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…