Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#47469

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzięki za gratulacje, zaraz jadę do mojej matki, a od niej do szpitala. Jadę do niej, bo ma dla synowej obiad podszykować.

To jest właśnie kolejna piekielność.

Oddział położniczy to specyficzny oddział p/względem potrzeb żywieniowych (nie jedyny zresztą). Matki karmią (lub usiłują karmić) dzieci, jak natura zaplanowała. Po młodym jesteśmy już niby przetrenowani i wolni od psychoz, że szkodzi wszystko poza wodą źródlaną, ale jednak w pierwszych dniach należy trochę obserwować co się je, żeby dziecko nie rozpoczęło przygody ze światem od problemów z alergią lub trawieniem.

Tymczasem wczoraj, kiedy rodziliśmy, w menu były: zupa mleczna (ryzyko alergii dla malucha - najpierw klną mleko proszkowe, krowie, jako największy shit, potem faszerują położnice mlekiem), mortadela (samo zdrowie), na obiad m.in. fasolówka i kapusta zasmażana (nie ma to, jak mieć wiatry, kiedy się jest niewiastą po porodzie ze szwami w wiadomym miejscu). Przedwczoraj marchew z grochem (marchew - blokada perystaltyki, groch - patrz kapusta). Wieczorem szarawa kiełbasa serdelowa.

Ślubna poprosiła, żeby jej przywieźć rosół najzwyklejszy w świecie i duszoną pierś z kurczaka, żadne cymesy z Sheratona. Zwykłe, delikatne żarcie.

Przypuszczam, że na innych oddziałach wygląda to podobnie. Samo zdrowie i troska o pacjentów.

służba_zdrowia

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 367 (451)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…