Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#47518

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nieco ponad tydzień temu, po zakończonej sesji, postanowiłam pojechać na ferie do domu. I niestety, na własnej skórze przekonałam się o "uprzejmości" ludzkiej. Ale po kolei...
Moja starsza siostra także mieszka w Warszawie, więc gdy tylko dowiedziała się, że jadę do domu poprosiła, żebym wzięła ze sobą siostrzenicę (ma 6 lat, właśnie zaczęła chodzić do szkoły, a ma ferie to niech się przejedzie do babci). Zgodziłam się. Na autobus czekają tłumy, ja z dzieckiem, walizkę trzeba oddać do bagażnika, zanim udało nam się wejść już prawie wszystkie miejsca zajęte a podwójnych już nie ma. Pytam jednej pani czy mogła by się przesiąść bo jestem z dzieckiem, nie odpowiada, udaje że nie słyszy. Pytam drugą, trzecią i czwartą wszystkie kręcą głowami, że nie. Zrezygnowana próbuję wytłumaczyć dziecku, że nie ma miejsc, że musimy siąść osobno, Mała w płacz, że nie chce, że się boi (a przed nami prawie 6 godzin podróży). Sytuację, przez okno zauważa moja siostra (mama Małej), przychodzi zapytać co się dzieje i proszenie zaczyna się od nowa. Piekielna 1 odpowiada, że nie ustąpi bo przed nią długa droga a ona sobie to miejsce zajęła. Piekielna 2 się nie przesiądzie bo będzie jej niewygodnie, Trzecia mówi, że ona musi siedzieć przy oknie itd. Nie pomógł płacz dziecka, ani argumenty, że dziecko w drodze może wymiotować. Dopiero z pomocą Kierowcy udało się namówić jedną z pań żeby się przesiadła. Ale jak się okazało, to nie był jeszcze koniec...
Na przestanku "wylotowym" z miasta wsiadła pani z około 8 letnim chłopcem z Zespołem Downa. Oczywiście płacz dziecka ani prośba matki nic nie dała. Kobieta spędziła drogę "wisząc" na oparciu fotela (chłopiec siedział przed nią) trzymając dziecko za rękę (na szczęście jechała tylko jeden przystanek - około godzina drogi).
Jak się okazało z pół godziny później babsztyl nr 2 (ten od niewygody) postanowił jeszcze bardziej uprzykrzyć nam podróż. Autobus pełny, ludzie jak to ludzie w podróży: ten śpi, tamten czyta, niektórzy rozmawiają przez telefon. Ja zajmuję dziecko rozmową (doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy same więc staramy się mówić po cichu), wypytuje Małą o szkołę, koleżanki itd. Nieoczekiwanie babsztyl nr 2 trąca mnie w ramię (siedziała po drugiej stronie przejścia, w tym samym rzędzie więc obok mnie), odwracam się i pytam:
- [Ja] - O co chodzi?
- [B2] - Niech pani się z tym dzieckiem uciszy! Nie jesteście tu same, mi takie zachowanie przeszkadza, mnie już od tego głowa boli.
Byłam w głębokim szoku, ale starałam się być jeszcze miła.
- [Ja] - No niech pani nie przesadza, dużo osób rozmawia przez komórki. A Mała jest grzeczna, to tylko dziecko.
- [B2] - Bachory powinny w domu siedzieć a nie zwykłym podróżnym przeszkadzać!
Naprawdę nie wiem, jak udało mi się powstrzymać i nie zrobić jej krzywdy. Odpowiedziałam tylko, że jesteśmy w publicznym środku transportu i każdy ma prawo rozmawiać, a jak jej przeszkadza obecność innych pasażerów to powinna zacząć jeździć taksówkami. Na (jej) szczęście nic więcej nie odpowiedziała. Ale co i rusz, pod nosem komentowała co to się powinno z dziećmi robić.
Jeśli w tej historii jest coś pozytywnego, to tylko to, że zarówno babsztyl nr 2 i inne piekielne wysiadły w połowie drogi.
Tylko jak tu po takiej sytuacji zachować wiarę w ludzi?

PKS

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (326)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…