Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#47744

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
„Wielka Księga Piekielnych Przypadków”, tom IV.

Podejmuję się obecnie prac dorywczych na umowę o dzieło, załatwiam też podobne zlecenia osobom które zebrałem wokół siebie tworząc coś w rodzaju „brygady robolskiej do wynajęcia".
Różne fuchy się trafiają, lepsze, gorsze, czasem niewykonalne - te których się podejmujemy, staramy się wykonać jak najlepiej. Ludzie widzą to, na ogół szanują nas, starają się pomóc, a po wszystkim obiecują i na ogół dotrzymują słowa, że polecą nas znajomym. Niestety, zawsze trafią się jacyś piekielni.

I. „Godziwa zapłata".
Zadzwonił do mnie majster-klepka, jednoosobowa firma remontowa, demiurg nowych wystrojów wnętrz, pan Zdzichu co to robił kran Heldze spod 3... no po prostu budowlaniec-złota rączka. Chciał nająć jednego chłopaka na pomocnika, jak podkreślał "kumatego". W pewnym momencie nasza rozmowa zeszła z opisu jego potrzeb na opis zalet pracy u niego.

- Noooo, u mnie robota to święta rzecz. - powiedział z dumą - Nigdy nic od życia za darmo nie dostałem, zawsze wszystko wypracowane. Jak u mnie będziesz pracować, to się zawodu nauczysz raz dwa!
Lubię takie zlecenia, zawsze to człowiek odrobinkę mądrzejszy budzi się kolejnego dnia.
- Super sprawa. - powiedziałem szczerze.
- No właśnie, tylko stawka niska jak dla mnie. - powiedział zasmucony - Proponuję 12 zł/h.
- Spokojnie proszę Pana, gorsze już się widywało. - powiedziałem, bo rzeczywiście, zdarzało się pracować i za 8 zł/, choć 10 to kwota startowa.
- Tak? To może podniesiemy do 15zł/h, bo mi się teraz pieniądze przydadzą.
"Hooooola! Coś tu nie gra!" - krzyknęła moja podświadomość.
- Naprawdę chce mi pan tyle płacić za zwykłe asystowanie przy remontach? - chciałem się upewnić.
- Że jak? Ja mam płacić? Przecież to ja będę uczył Ciebie!

Cóż... nie skorzystałem z oferty.

II. „Znaj swoje potrzeby".
Zlecenie z tych większych - wyładunek dostawy materiałów budowlanych. Klient, w rozmowach telefonicznych, podkreślał, że jest poważnym człowiekiem, że zależy mu na czasie i wie czego chce, bo interesy robi nie od dziś. Ponoć zależało mu na szybkim wyładunku, a że nie jest w ciemię bity, to obliczył, ze potrzebuje równo sześciu facetów. Ani pół mniej, bo inaczej cały plan mu się zawali.
Ledwo ledwo mu tych ludzi ściągnąłem, bo dzwonił wieczorem, w dzień poprzedzający całą akcję, ale się udało. O umówionej godzinie stawiliśmy się w sześciu na miejscu, gdzie powitał nas facet może kilka lat starszy ode mnie. Przywitał się z nami i poprosił na bok koordynatora, w sensie mnie.

- Słuchaj, ja już widziałem te kontenery, weź odpraw ze trzech chłopaków, bo mi się nie opłaca brać sześciu.
W mojej brygadzie wszyscy są równi. Staramy się kierować czysto koleżeńskimi zasadami współpracy i zaufaniem.
- Jest pan pewien, tego co pan mówi?
- Jasne, spław ich i ruszamy do roboty. - powiedział to tak, jakbym miał strzepnąć z ramienia owada.
- Przyjechaliśmy z daleka, ludzie pozmieniali plany, a pan miał ponoć wszystko wyliczone.
- No i? To nie mój problem.
Cóż, pan został ze swoim problemem sam, a było tego problemu parę ton. My ze swoim pojechaliśmy na piwo, mimo wczesnej pory.

usługi

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 809 (867)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…