W temacie nauki pierwszej pomocy na lekcjach PO...
Liceum, gdzie mieliśmy lekcje PO, ukończyłam pod koniec pierwszej dekady XXI, czyli już grubo po upadku PRL.
Zajęcia mieliśmy z panem Dyrektorem. Ten, z racji pełnionej funkcji, był zwykle nieobecny, a jako dyrektor miał prawo nas zwolnić z lekcji do domu.
Zatem jak lekcje już były, to było coś.
Na zajęciach strzelać już nas nie uczono, choć Dyrektor - pan starej daty chciał, niestety nie było już jednak czym.
Zatem poprzestaliśmy na nauce: jak zachować się w sytuacji wojny, rodzajów gazów bojowych, gaśnic przeciwpożarowych. Oczywiście wszystko zgodnie ze stanem wiedzy na lata 60-70 ubiegłego wieku.
Ze spraw dotyczących pierwszej pomocy mieliśmy tylko "bandażowanie", takie które najbardziej może nam się przydać w czasie wojny.
O zachowaniu w przypadku zatrucia, ukąszenia itp. nie było mowy.
Gumowe stroje ochronne i maski przeciwgazowe używane były zwykle z okazji konkursów związanych z pierwszym dniem wiosny, jako forma przebrania, by przebiec tor przeszkód, w sytuacji bardziej śmiesznej jak bojowej.
W klasie maturalnej zwróciliśmy się do dyrektora, czy nie istniałaby możliwość nauki resuscytacji.
Najpierw dyrektor stwierdził, że nie ma czym, więc się nie da...
Po kilku miesiącach, Dyrektor przyszedł na lekcję z wielkim szarym pudłem pod pachą i mówi: "Powiem wam, że wyjechaliście mi na ambicję z tą resuscytacją. Kupiłem fantom!"
Już zaczęliśmy się cieszyć, że czegoś nas w końcu nauczą...
Dyrektor wyjął z dumą fantom z pudełka i go (dokładniej to ją) przedstawił mówiąc:
"To jest Mała Ania".
Po czym, fantom do pudełka schował...
I na tym zakończyła się nasza nauka pierwszej pomocy.
Liceum, gdzie mieliśmy lekcje PO, ukończyłam pod koniec pierwszej dekady XXI, czyli już grubo po upadku PRL.
Zajęcia mieliśmy z panem Dyrektorem. Ten, z racji pełnionej funkcji, był zwykle nieobecny, a jako dyrektor miał prawo nas zwolnić z lekcji do domu.
Zatem jak lekcje już były, to było coś.
Na zajęciach strzelać już nas nie uczono, choć Dyrektor - pan starej daty chciał, niestety nie było już jednak czym.
Zatem poprzestaliśmy na nauce: jak zachować się w sytuacji wojny, rodzajów gazów bojowych, gaśnic przeciwpożarowych. Oczywiście wszystko zgodnie ze stanem wiedzy na lata 60-70 ubiegłego wieku.
Ze spraw dotyczących pierwszej pomocy mieliśmy tylko "bandażowanie", takie które najbardziej może nam się przydać w czasie wojny.
O zachowaniu w przypadku zatrucia, ukąszenia itp. nie było mowy.
Gumowe stroje ochronne i maski przeciwgazowe używane były zwykle z okazji konkursów związanych z pierwszym dniem wiosny, jako forma przebrania, by przebiec tor przeszkód, w sytuacji bardziej śmiesznej jak bojowej.
W klasie maturalnej zwróciliśmy się do dyrektora, czy nie istniałaby możliwość nauki resuscytacji.
Najpierw dyrektor stwierdził, że nie ma czym, więc się nie da...
Po kilku miesiącach, Dyrektor przyszedł na lekcję z wielkim szarym pudłem pod pachą i mówi: "Powiem wam, że wyjechaliście mi na ambicję z tą resuscytacją. Kupiłem fantom!"
Już zaczęliśmy się cieszyć, że czegoś nas w końcu nauczą...
Dyrektor wyjął z dumą fantom z pudełka i go (dokładniej to ją) przedstawił mówiąc:
"To jest Mała Ania".
Po czym, fantom do pudełka schował...
I na tym zakończyła się nasza nauka pierwszej pomocy.
niereformowalna szkoła
Ocena:
647
(727)
Komentarze