Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#47946

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po częstym przeglądaniu piekielnych postanowiłam też założyć konto i opisać swoją (a raczej mojej pierworodnej)przygodę ze służbą zdrowia (niestety to nie jedyna "przygoda"). Będzie to długa opowieść. Historia zaczyna się w marcu 2010 roku, kiedy to Moja córcia zaczyna non stop chorować, chrapać w nocy, głuchnąć i wiecznie ciągnąc nosem. Pierwszą diagnozę stawia najlepsza na świecie Pani pediatra. Otóż trzeba się udać do laryngologa, po skierowanie bo migdałek jest najprawdopodobniej do usunięcia. Udajemy się z Małą do przychodni specjalistycznej, gdzie na wizytę do pana doktora trzeba czekać 3 miesiące. Cóż. Trudno się mówi. Czekamy.
Po długim oczekiwaniu na wizytę, Pan doktor (też wspaniały człowiek, który na co dzień pracuje z dorosłymi, a ma wspaniałe podejście do dzieci)diagnozuje przerost migdałków bocznych, oraz usunięcie trzeciego. Boczne będą do przecięcia, trzeci do całkowitej eliminacji. Udajemy się więc ze skierowaniem do WCM-u (Wojewódzkie Centrum Medyczne). Przyjęcie na oddział owszem, ale dopiero w marcu 2011 roku. Trudno czekamy.
Przyszedł marzec, jedziemy na izbę przyjęć, stamtąd na oddział, gdzie informują nas, że "jutro będzie po wszystkim", a po jutrze wychodzimy do domu. Niestety nie mogło iść wszystko idealnie. Następnego dnia zabiegu nie było, bo nie było wolnej zali operacyjnej (migdałki usuwają pod narkozą). Trudno się mówi, dalej czekamy.
Przyszedł w końcu ten dzień. Przed zabiegiem informują mnie, że będą Małej przycinać dwa boczne, a trzeciego usuną i będzie po kłopocie. Cała "robota" trwa ok. 2 godzin, bo zanim małą wezmą na stół, zanim ją wybudzą (sam zabieg jest krótki jakieś 30 minut. Czekam. Mijają 2 godziny, a dziecka nie ma. Mija kolejna godzina, Młodej dalej nie ma. Już cała nerwowa, bo tyle się słyszy o powikłaniach po narkozie. Panie pielęgniarki uspakajają mnie, że wszystko jest ok. W końcu po 4,5 godzinach pojawia się moje Szczęście. Na pytanie czemu tak długo, usłyszałam że nie miał kto dziecka przywieźć. Informują mnie również, że migdałków bocznych nie przycięli bo nie widzieli takiej potrzeby Aha. Super. Następnego dnia szczęśliwe, że już po wszystkim wychodzimy do domu. Moja radość, że moje Dziecko już nie będzie miało kłopotów ze zdrowiem nie trwała długo. Po pół roku od zabiegu w okolicach października - listopada 2011 roku. Kiedy to Dziecię znowu zaczyna głuchną, chrapać i ciągnąć nosem. Znowu wędrówka do specjalisty i znowu czekanie na wizytę, tym razem dostajemy się w styczniu 2012 roku. Pan dochtór stawia diagnozę: "trzeci migdał odrósł, boczne do całkowitego usunięcia". Pędzimy do WCM-u. Przyjęcie na oddział sierpień 2012 roku. Trudno poczekamy. Niestety w maju zaczęła się cała masakra. Córka przestała jeść i pić, gardła nie było widać bo migdałki były dosłownie na tyle języka (nie trzeba było specjalisty bo dało się je zobaczyć gołym okiem), dziecko śliniło się jak Bokser. Któregoś dnia, idę budzić moje drugie Szczęście do przedszkola i jaki był mój szok, kiedy zobaczyłam, że Moja Gwiazdka jest cała sina, ja nie widzę żeby oddychała. Z duszą na ramieniu wzięłam Młodą do samochodu i pędzę na złamanie karku do "ulubionego" WCM. Informuję panią, że moje dziecko się dusi, że nie je, że nie może mówić, że po nocach nie śpimy. A Pani dochtórka oburzona faktem, że jej przeszkadzam informuje mnie:
-[PD] Co pani sobie myśli?! My mamy tylu pacjentów ...!!
-[JA ze łzami w oczach] Ale Pani doktor, proszę pomóc. Ja naprawdę się boję, że mi się dziecko udusi.
-[PD] Ja nic nie poradzę, termin jest na sierpień to wtedy pani przyjedzie z córką!
-[JA] Ale ja proszę...
I na nasze szczęście całej rozmowie przysłuchiwała się Pani ordynator:
-[PO] Proszę za mną do gabinetu. Sprawdzimy co się dzieje. Jeżeli faktycznie będzie kłopot to najwcześniej możemy dziecko przyjąć w czerwcu.
Myślę sobie czy nie można od razu, ale widzę że nie ma takiej opcji. Więc idziemy do gabinetu. Pani O, bada Dziecię i stwierdza:
-[PO] rzeczywiście dziecko się dusi i sprawa jest poważna, ale tak jak powiedziałam, najszybszy termin to 7 czerwca. I jeszcze jedno. Proszę dziecku tego zęba wyleczyć, bo jak nie będzie zdrowy to dziecka nie przyjmiemy...
Ok. Wyleczymy, bo ja rozumiem, że zarazki i te sprawy, ale przecież jak jest nagła sytuacja czy zepsuty ząb jest ważnieszy?
...Cała historia skończyła się szczęśliwe, nie mamy już problemów ze zdrowiem. Tylko ja się pytam czy nie można było wszystkiego zrobić za pierwszym razem? Zaoszczędziłoby to stresów dla mnie i dla dziecka. Nikomu nie życzę takich sytuacji.

służba_zdrowia

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 70 (210)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…