Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#48215

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja klasa kończy w tym roku szkołę, co za tym idzie, przyszli absolwenci zaczynają się rozglądać za liceum.

Nasza miejscowość nie jest duża, więc i liceów nie ma dużo, raptem dwa i jedno niepubliczne. Jeżeli ktoś nie chce uczęszczać do żadnego z nich, ma do wyboru licea w mieście wojewódzkim, do którego rogatek dojazd trwa około godziny.

To niepubliczne liceum ma dość dobrą opinię, ale jeszcze "lepsze" czesne. Wyhacza sobie jednak zdolnych uczniów z miasteczka, rozpisując rokrocznie konkurs multidyscyplinarny, w którym nagrodą jest bezpłatna nauka w tejże szkole. Uczniowie dostają całkiem niezłą edukację, szkoła - najlepszych z miasteczka... Można jednak zgłosić do konkursu maksymalnie dwóch uczniów z każdej absolwenckiej klasy.

Miałem kilku kandydatów na oku. Na pierwszym miejscu niekwestionowanie był chłopak, który jest największym "mózgiem" w klasie, średnia semestralna 5.6 i dość biedna rodzina, więc nie miałby szans zapłacić czesnego z zasobów rodzinnych. Problem był z drugą osobą, tu były trzy dziewczyny, idące z nauką mniej więcej łeb w łeb. Oczywiście mogłem postąpić formalnie i rozpisać im jakiś test eliminacyjny, ale stwierdziłem, że najpierw zapytam, czy w ogóle chcą skorzystać z nagrody. Jedna z dziewczyn od razu zastrzegła, że ona idzie do liceum w mieście wojewódzkim, druga była mocno nakręcona na to prywatne. Trzecia powiedziała, że w zasadzie to ona jeszcze nie wie, raczej nie, raczej jedno z miejscowych liceów, bo ona chce się tam dostać do klasy o dość konkretnym profilu, którego w niepublicznej nie ma.

OK, wybrałem zatem tę nakręconą, niech spełnia swoje marzenie i ma swoją szansę.

Wieczorem telefon od matki dziewczyny niezdecydowanej: dlaczego nie było formalnego testu? Dlaczego nie dano szansy jej córce, która MARZY o tej niepublicznej szkole, która przeżyła STRASZNY zawód? Która podobno przepłakała cały wieczór?

Tłumaczę, że rozmawiałem z wszystkimi kandydatkami, że jej córka nie wyglądała na chętną i nie chciałem jej przymuszać. Zapytałem, co jest powodem nagłej zmiany nastawienia.

- Bo szkoła, do której chcieliśmy wysłać córkę, jest bardzo daleko i nie dam rady jej wozić, a ta niepubliczna jest tuż obok...

Odpadłem: miasto jest małe, do wybranej szkoły publicznej jedzie się 20 minut autobusem, o samochodzie nie wspomnę, dziewczyna ma lat 15 i autobusem przemieścić się potrafi samodzielnie, a ludzie, których dzieci nie podostawały się do przedszkoli w miasteczku, wożą je dzień w dzień do miasta wojewódzkiego... I mogą...

Aha - konkurs nie jest jedyną drogą, żeby uczyć się w tej szkole, a tę rodzinę akurat na czesne stać.

Edukacja - rodzice to ciekawa bajka.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 739 (819)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…