Odbiło mi na starość i postanowiłam wreszcie dokończyć przerwane parę lat temu studia. Głównym kopniakiem motywacyjnym był fakt, że zlikwidowali moją specjalizację i teraz jest ostatnia szansa, żeby się na niej jeszcze wznowić, w dodatku szef zaczął marudzić, że chętnie dałby mi podwyżkę ale korpoprocedury są bezlitosne dla pracowników bez wyższego wykształcenia.
Absolutorium miałam już wcześniej zaliczone, do napisania została mi praca, jedyny haczyk w tym, że w międzyczasie postanowiłam zmienić promotora i temat pracy. Przekopałam się przez długaśne regulaminy studiów i okazuje się, że mojego przypadku nie przewidzieli - możesz, biedny studencie, albo mieć absolutorium i wznowić się bezpośrednio na obronę zaczętej pracy (to jest, tuż przed samą obroną), albo zmienić temat pracy powtarzając ostatni semestr. Po kilku konsultacjach z paniami z dziekanatu złożyłam osobno podanie o wznowienie, osobno podanie o zmianę promotora i tematu pracy, dopytałam się jeszcze ze dwa razy czy na pewno będę musiała powtarzać ten semestr, bo planuję się bronić w czerwcu, wreszcie ustaliłam plan działania z promotorem, wzięłam urlop i siadłam zwarta i gotowa do pisania.
Po dwóch tygodniach enigmatycznych maili ("Uprzejmie informujemy, że Pani wniosek został przeniesiony z dziekanatu nr 30 do dziekanatu nr 100 i tam proszę się dalej dowiadywać") pofatygowałam się tam osobiście. Z dziekanatu nr 100 przekierowano mnie do tego z numerem 99. W tym z numerem 99 poprosili o dowód wpłaty za wznowienie, inaczej nie dojdzie ono do skutku (bagatela jedyne 600zł). Chcąc już mieć to jak najszybciej z głowy przesłałam im przelew od ręki, wydrukowałam potwierdzenie, zaniosłam im to w zębach, zabrałam świstek potwierdzający rozliczenie z dziekanatem nr 99, poszłam z tym świstkiem do dziekanatu nr 100 i tam wreszcie dostałam upragniony dokument potwierdzający wznowienie na studiach.
Na dokumencie pisze dużymi literami: "Warunkiem wznowienia jest złożenie pracy w dziekanacie do dn 31 marca bieżącego roku". Mam wrażenie, że moje 600 zł właśnie poszło się kochać.
Absolutorium miałam już wcześniej zaliczone, do napisania została mi praca, jedyny haczyk w tym, że w międzyczasie postanowiłam zmienić promotora i temat pracy. Przekopałam się przez długaśne regulaminy studiów i okazuje się, że mojego przypadku nie przewidzieli - możesz, biedny studencie, albo mieć absolutorium i wznowić się bezpośrednio na obronę zaczętej pracy (to jest, tuż przed samą obroną), albo zmienić temat pracy powtarzając ostatni semestr. Po kilku konsultacjach z paniami z dziekanatu złożyłam osobno podanie o wznowienie, osobno podanie o zmianę promotora i tematu pracy, dopytałam się jeszcze ze dwa razy czy na pewno będę musiała powtarzać ten semestr, bo planuję się bronić w czerwcu, wreszcie ustaliłam plan działania z promotorem, wzięłam urlop i siadłam zwarta i gotowa do pisania.
Po dwóch tygodniach enigmatycznych maili ("Uprzejmie informujemy, że Pani wniosek został przeniesiony z dziekanatu nr 30 do dziekanatu nr 100 i tam proszę się dalej dowiadywać") pofatygowałam się tam osobiście. Z dziekanatu nr 100 przekierowano mnie do tego z numerem 99. W tym z numerem 99 poprosili o dowód wpłaty za wznowienie, inaczej nie dojdzie ono do skutku (bagatela jedyne 600zł). Chcąc już mieć to jak najszybciej z głowy przesłałam im przelew od ręki, wydrukowałam potwierdzenie, zaniosłam im to w zębach, zabrałam świstek potwierdzający rozliczenie z dziekanatem nr 99, poszłam z tym świstkiem do dziekanatu nr 100 i tam wreszcie dostałam upragniony dokument potwierdzający wznowienie na studiach.
Na dokumencie pisze dużymi literami: "Warunkiem wznowienia jest złożenie pracy w dziekanacie do dn 31 marca bieżącego roku". Mam wrażenie, że moje 600 zł właśnie poszło się kochać.
uczelnia
Ocena:
368
(456)
Komentarze