Potrzebowałam kserokopii kartoteki. Z racji tego, że do przychodni mam 40 km w jedną stronę, postanowiłam zadzwonić i zapytać jak wygląda ta "skomplikowana" procedura. Wszystko pięknie - ksero robią na miejscu, wystarczy się stawić. No więc dobrze, jadę.
I zaczyna się cyrk.
Przemiła pani informuje mnie, że na ksero czeka się 3 dni. No nic, będzie do odebrania w poniedziałek. W poniedziałek dzwonię i pytam czy kserokopia jest gotowa do odbioru. I tu następuje wielkie zdziwienie "ale przecież robimy to na miejscu". Grzecznie tłumaczę pani, że "na miejscu" kazali czekać 3 dni, ta stwierdza, że oczywiście mogę już odebrać i nie będzie żadnego problemu. No nic, jadę.
Panie oczy jak pięciozłotówki, szukają, szukają i nie ma. Tłumaczę, byłam w ten dzień, dzwoniłam, miało być gotowe. Recepcjonistki patrzą po sobie coś szemrając o jakiejś Asi, Basi i Kasi, które "pewnie nie zrobiły" i załamują ręce "ale ja nie mam możliwości zrobić pani tej kopii teraz". Po krótkiej walce zabijają mnie stwierdzeniem "proszę sobie zabrać kartotekę i skserować na własną rękę". No dobrze, nie ma problemu, pytam o najbliższe ksero, gdyż nie znam miasta. Chwila konsternacji, tak jest "tutaj niedaleko". Po mojej prośbie o dokładniejsze namiary uprzejme panie stwierdziły, że wydadzą mi kartotekę i sama sobie skseruję gdzie indziej. Jedyne co muszę zrobić to ją zwrócić w tempie natychmiastowym.
Po mojej walecznej próbie uzyskania innego terminu zwrotu okazuje się, że mogę oddać tę jakże ciężką do skserowania dwustronicową dokumentację przy okazji następnej wizyty. I wydały mi kartotekę. W kopercie. Nie poprosiwszy nawet o dokument potwierdzający tożsamość. Następnym razem wyślę psa.
I zaczyna się cyrk.
Przemiła pani informuje mnie, że na ksero czeka się 3 dni. No nic, będzie do odebrania w poniedziałek. W poniedziałek dzwonię i pytam czy kserokopia jest gotowa do odbioru. I tu następuje wielkie zdziwienie "ale przecież robimy to na miejscu". Grzecznie tłumaczę pani, że "na miejscu" kazali czekać 3 dni, ta stwierdza, że oczywiście mogę już odebrać i nie będzie żadnego problemu. No nic, jadę.
Panie oczy jak pięciozłotówki, szukają, szukają i nie ma. Tłumaczę, byłam w ten dzień, dzwoniłam, miało być gotowe. Recepcjonistki patrzą po sobie coś szemrając o jakiejś Asi, Basi i Kasi, które "pewnie nie zrobiły" i załamują ręce "ale ja nie mam możliwości zrobić pani tej kopii teraz". Po krótkiej walce zabijają mnie stwierdzeniem "proszę sobie zabrać kartotekę i skserować na własną rękę". No dobrze, nie ma problemu, pytam o najbliższe ksero, gdyż nie znam miasta. Chwila konsternacji, tak jest "tutaj niedaleko". Po mojej prośbie o dokładniejsze namiary uprzejme panie stwierdziły, że wydadzą mi kartotekę i sama sobie skseruję gdzie indziej. Jedyne co muszę zrobić to ją zwrócić w tempie natychmiastowym.
Po mojej walecznej próbie uzyskania innego terminu zwrotu okazuje się, że mogę oddać tę jakże ciężką do skserowania dwustronicową dokumentację przy okazji następnej wizyty. I wydały mi kartotekę. W kopercie. Nie poprosiwszy nawet o dokument potwierdzający tożsamość. Następnym razem wyślę psa.
słuzba_zdrowia
Ocena:
836
(886)
Komentarze