Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#48864

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przedstawiam wam historie jednej z poszkodowanych firmy pana Sz. FHU Express zajmującej się przesyłkami miedzy Polska a Wielka Brytania.

Historia porzucenia Hery wyglądała tak:
Wyruszyła z kurierem w nocy z czwartku na piątek (20-21 października 2011).
W związku z tym ze to pies ze schroniska bardzo strachliwy, dostała na drogę Sedalin, ponieważ na miejscu kiedy kurier przyjechał okazało się ze nie ma żadnej klatki do transportu i pies będzie jechał na pace z bagażami. Gdy ustalałam z Sz. warunki transportu zapewnił mnie ze pies pojedzie w kabinie z kierowcami.
Bylo zupełnie inaczej wrzucili ja na jakieś walizki , pudla bez żadnego zabezpieczenia , wiec w czasie drogi musiała przeżyć koszmar obijając się o wszystko na każdym zakręcie.
Do granicy francuskiej miałam cały czas kontakt z Sz., odbierał telefon i na bierzaco informował mnie , ze wszystko z psem ok.
Kontakt urwał się kolo północy z piątku na sobotę kiedy to przekraczali granice Francuzko - angielska. Ja dzwoniłam jak oszalała żeby mu powiedzieć , ze Sedalin już nie będzie działał i żeby bardzo na nią uważał jak będzie otwierał pakę żeby mu nie uciekła niestety nie odbierał ani polskiej ani angielskiej komórki.
Zadzwonił do mnie kolo pierwszej w nocy z piątku na sobotę i powiedział mi, ze ma problem z psem na pytanie jaki problem? odpowiedział mi ze otworzył drzwi i pies wyskoczył i ociekł.
Poprosiłam żeby jej szukał ,a on powiedział, ze jestem chyba pierd*lnieta , ze jest noc on ma ludzi w samochodzie , którzy chcą jechać do domu i żebym sobie sama jej szukała i rzucił słuchawkę.
Długo później nie odbierał telefonu dopiero jak napisałam mu sms-a ze dzwonie na policje raczył odebrać. Zmienił wtedy ton rozmowy i powiedział ze pojedzie ze mną w sobotę jak będzie wracał i pokaże mi miejsce gdzie zostawił psa.
W miedzy czasie podał mi nazwę serwisu na terenie , którego ostatnio widziany był pies, a ja cala noc obdzwaniałam policje i wszelkie znane mi wtedy instytucje , które mogły mi pomoc.
W sobotę dzwoniłam do niego wiele razy ale nie odbierał telefonu znowu nie pojechał ze mną szukać psa.
Pojechałam tam z córka szukałyśmy jej do pierwszej w nocy , pytałyśmy ludzi, rozwieszałyśmy ogłoszenia .
Widziałyśmy Here ale była tak przestraszona , ze na widok kogokolwiek uciekała w geste krzaki.
W miedzy czasie , kiedy ja szukałam psa na miejscu koleżanka pisała na angielskich forach, facebooku i obdzwaniała Vetow okolicznych żeby podać wszystkim numer czipa na wypadek gdyby komuś udało się ja złapać.
W poszukiwania włączyło się dużo ludzi, jeździła tam Pani behawiorystka , która mieszkała w okolicy, policja no i oczywiście ja.
wszyscy widzieliśmy Here ale nie mogliśmy jej złapać.

Pies błąkał się tak trzy dni co było ciekawe cały czas kręciła się w miejscu porzucenia ,szukała samochodu z którego uciekła.
jestem pewna , ze gdyby Sz. wtedy na nią poczekał wróciłaby do niego sama ponieważ zaglądała do otwartych samochodów i węszyła.
W niedziele udało nam się zorganizować kogoś z klatka łapką na poniedziałek ponieważ nie było szans jej złapać w inny sposób tak śmiertelnie bala się ludzi.
Byliśmy umówieni na popołudnie żeby ustawić klatkę i czekać aż się ściemni i pies wyjdzie z ukrycia.
W poniedziałek kolo godziny 11 rano zadzwonił do mnie ktoś ze schroniska , ze Dog Warden złapał Here i jest do odebrania w schronisku.
Czym prędzej wskoczyłam w samochód ,kupiłam nawigacje i pojechałam odebrać psa.
Koleżanka zadzwoniła jeszcze do tego schroniska , żeby się upewnić czy to na pewno Hera i to była ona.
Do Szaramy dzwoniłam jeszcze wiele razy , żeby odzyskać dokumenty psa, ponieważ wtedy obowiązywała jeszcze kwarantanna i musiałam mieć certyfikat na przeciwciała wścieklizny.
Po kilku dniach w końcu udało mi się do niego dodzwonić i obiecał ze dostarczy dokumenty na weekendzie jak będzie w UK.
Dokumenty dowiózł mi jeden z jego kierowców on sam pewnie się bal.
Na moje pytanie "czy to ty porzuciłeś mojego psa?" odpowiedział "nie, pies jechał z Piotrkiem".
Miałam ta rozmowę nagrana na dyktafon w telefonie ale niestety straciłam telefon i nagranie również , a byłby to według mnie niezbity dowód na jego winę.
po całej historii tez chciałam narobić mu smrodu ale tu w Anglii urzędnicy mówili , ze to polska firma i oni tu nie mogą mu nic zrobić natomiast osoby z Polski , które deklarowały zajęcie się sprawa jakoś się ulotniły po czasie i w sumie Szaramie się upiekło.
Mam wielka nadzieje ze teraz tak nie będzie i , ze naprawdę poniesie on konsekwencje.
W razie jakichkolwiek pytań służę pomocs.

Pozdrawiam.
Ewa Bogusławska
https://www.facebook.com/ewa.boguslawska
http://www.doglost.co.uk/dog-blog.php?dogId=33685
tu potwierdzenie tego.

Francja polska anglia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (119)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…