Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#48885

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Przedwczoraj w nocy lub wczoraj rano ktoś, najprawdopodobniej, porzucił na mojej ulicy psa, niewielkiego biało brązowego kundelka. Prawie na pewno jest to suczka z cieczką, bowiem w kilka godzin wkoło niej pojawiło się kilka innych psów. W przeciwieństwie do suczki, one miały obroże lub kagańce - jednak żaden nie miał obok siebie właściciela.
Suczka ewidentnie na kogoś czeka, bowiem co chwila wybiega na ulicę. Nie uciekała przed autami i ludźmi - ignorowała i jednych i drugich, przez co przynajmniej dwa razy omal nie doszło do wypadku. Sfora biegająca dookoła suki też nie wykazywała lęku, wszystkie psy niejednokrotnie przebiegały na centymetry od nóg przechodniów. Uznałem, że tak być nie może.

Wczoraj zadzwoniłem najpierw na straż miejską - szybo mnie zbyli, ale faktycznie okazało się, że oszczekuje złe drzewo, więc nie mam pretensji. Pokierowano mnie do schroniska TOZ, więc zadzwoniłem tam.
Automatyczna gadaczka podała mi numer do Pogotowia dla zwierząt, czyli pana który zwozi bezdomne zwierzęta z miasta do schroniska. Dzwoniłem kilka razy, ani razu się nie dodzwoniłem, zmieniłem wtedy taktykę i wybrałem numer do dyrektorki schroniska.

Po naświetleniu jej sytuacji, z drugiego telefonu, ona sama zadzwoniła do kierowcy, pana Roberta. Wtedy odebrał za pierwszym razem i metoda "na głuchy telefon", przy pomocy pani dyrektor Zofii, przyjął moje zgłoszenie. Miał przyjechać do godziny i sprawę załatwić, jeśli by potrzebował pomocy, miał po mnie dzwonić domofonem.
Po godzinie zadzwoniłem bezpośrednio do pana Roberta. Nie jestem w stanie w tej chwili przytoczyć dokładnie całych dialogów, jedynie wnioski i pewne cytaty, ale chyba uda mi się oddać wiernie całą sytuację.

- Pan Robert był, wysiadł z samochodu, ale psa nie złapał. Czemu? Pies nie chciał do niego podejść!
- Pan Robert się na tym zna i wie, że psa nie złapie, bo jest ogłupiały ze strachu i boi się ludzi.
- "Jemu nie płacą za bieganie za psami."
- Jakby pies podszedł, toby go wziął, ale pies nie podchodzi, to go nie złapie.
- Ten pies pewnie komuś uciekł i wróci do właściciela, albo ktoś go weźmie do domu. - Nie umiał mi odpowiedzieć co się stanie, jeśli jego przewidywania nie są słuszne.
- W całym mieście są bezdomne psy, to co mi ten jeden przeszkadza?
- Jak na razie, do tego psa mieli tylko jeden, mój, telefon więc po co się starać? - Na pytanie od ilu zgłoszeń zaczynają działać, nie chciał odpowiedzieć.
- Wisienką na torcie jest stwierdzenie, że jeśli tak bardzo mi to przeszkadza i jestem taki szybki to mogę sobie sam pobiegać i złapać tego psa!

Rozmowę zakończyłem, bo nie widziałem sensu w rozmowie z kimś takim jak pan Robert. Postanowiłem zadzwonić do jego zwierzchniczki, pani dyrektor Zofii, z opisem sytuacji. Jak się domyślam, pan Robert mnie ubiegł. Tak jak poprzednio, nie przytaczam całych dialogów, a jedynie wnioski i cytaty.

- Pan Robert był, chodził za tym psem, ale go nie złapał. - Na moje stwierdzenie, ze kierowca mówił mi, że tylko wysiadł, a ja sam mam świetny widok na ulicę i widziałem, że nikt za tym psem nie chodził, pani dyrektor powiedziała tylko, że ona przekazuje co wie.
- Pan Robert to świetny specjalista z dużym doświadczeniem, jak mówi, ze się nie da, to się nie da.
- Oni czasem łapią psy i miesiąc, więc nie ma co oczekiwać, że tego jednego złapią w dzień zgłoszenia. Nawet jeśli pies ewidentnie nie ucieka od ludzi i każdy komu się chce, może go pochwycić.
- Najlepiej jakbym sam go złapał, przetrzymał pół godziny w bramie, stojąc przy nim cały czas, i przekazał kierowcy. - Na moje "ale ja muszę iść do pracy" odparła tylko coś w stylu "trudno".
- MOŻE pan Robert zachował się źle, ona z nim porozmawia.
- Ten pies to na pewno suka z cieczką, stąd reszt watahy - gdy zapytałem co z tego i jak to się ma do odłowienia, znów brak odpowiedzi.
- Pan Robert miał dzwonić do mnie do domu domofonem przez kilka minut, ale nie mógł się dobić. - Powiedziałem, ze to bzdura, bo cały czas jestem w domu, wtedy dyrektorka zapytała, czy mieszkam pod adresem XXX (gdzie wiedziała, że mieszkam w mieszkaniu o numer większym), gdy zaprzeczyłem oznajmiła "Widzi pan, zwykłą pomyłka".

Niestety, w mieszkaniu do którego miał się dobijać kierowca, mieszka kobieta z chorym dzieckiem, która nie wychodzi za często z domu, a wtedy była w nim przez cały czas. Poinformowałem o tym panią Zofię, nie powiedziała mi, czy kłamała ona, czy okłamał ją pan Robert.
- Gdy nie wytrzymałem i powiedziałem "Jeśli temu psu coś się stanie..." pani dyrektor przerwał mi i wypaliła "To nie będzie nasza wina! Winny jest właściciel który psa nie dopilnował" - nie wiem kogo przekonywała, mnie czy siebie.
- Po 15:00 gdy przyjdzie druga zmiana, na miejsce zostanie przysłany inny kierowca, który spróbuje złapać psa. Czemu ktoś z drugiej zmiany? "Żeby już nie wysyłać pana Roberta"...

Po tej rozmowie obdzwoniłem jeszcze kilka instytucji w mieście. Okazało się, że pani dyrektor nie odpowiada za swoje decyzje przed nikim - przynajmniej nikim z urzędu miasta. Są tylko ludzie odpowiedzialni za podawanie telefonów do schroniska lub tacy, którzy zajmują się przydzielaniem mu pieniędzy, ale nie ma nikogo kto by kontrolował ten cyrk!
Moje zgłoszenie, przez sztab zarządzania kryzysowego (czy coś o podobnej nazwie) trafiło... znów do schroniska. Jednocześnie uprzedzono mnie, że muszę uzbroić się w cierpliwość, bo schronisko... czasem "długo nie przyjmuje" zgłoszeń od urzędników!
Faktycznie, koło 17 odebrałem telefon od innego kierowcy, który przyjechał szukać psów - niestety, byłem wtedy w pracy i nie mogłem mu pomóc. Drugi kierowca przeprosił mnie za poprzednika i powiedział, ze poszuka, ale niestety, ma tez inne zgłoszenie i niebawem będzie musiał jechać.

Dziś znów widziałem dwa psy z tej ferajny, biegające po osiedlu. Jednym z nich jest suczka od której wszystko się zaczęło - jest chyba coraz bardziej skołowana, bo opuściła miejsce którego pilnowała i zatacza coraz większe koła, zbliżając się coraz bardziej do ulic Kamiennej i Armii Krajowej, bardzo dużych i niebezpiecznych arterii miejskich.

Bardzo wszystkich proszę, piszcie w tej sprawie maile do schroniska (schronisko_wroclaw@wp.pl) z zapytaniem, co zamierzają dalej robić - jeśli nie mają bezpośrednich przełożonych, którzy mogliby ich zdyscyplinować, to niech przypomną sobie, że pensje wypłaca się im z naszych podatków!

https://www.facebook.com/events/121164361409902/?ref=22

Schronisko TOZ

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 304 (484)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…