Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#49043

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Krew błękitna mnie zalewa.
Dziś, jak co 6 miesięcy odbyłam "czułe" spotkanie z lekarzem od mojego kumpla ze szczypcami. (Dla niezorientowanych u onkologa).

Lekarz przyjmuje od godziny 14, ja mam numerek 2, więc ląduję w szpitalu dziesięć minut przed czasem, zakładając - chyba słusznie - że lekarz nie pojawi się tak punktualnie.
Pod drzwiami tłum ludzi. Ciężko mi ustalić, kto ma numerek 1, bo wszyscy się kłócą.
Jak się okazało pewna pani usiłowała zburzyć ustalone reguły. Wyzywając wszystkich wkoło przekonana była, że wejdzie pierwsza.
Argument nie do odparcia: bo ja tu czekam już ponad godzinę!
- A który ma pani numerek - spytałam.
- Jaka to różnica, ja tu już czekam ponad godzinę!
- Owszem, różnica, bo my tu wszyscy czekamy i zawsze tak było, że wchodziliśmy do lekarza na podstawie numerków.
Jak się okazało pani miała numerek 18!
Przy bliższym oglądzie sprawy, o godzinie 14 byli już pacjenci z numerkami 16, 14, 11.

Czy tak trudno wyliczyć mniej więcej czas wizyty, wziąwszy pod uwagę, że jedna osoba tkwi w gabinecie 10-15 minut?
A żeby było jeszcze śmieszniej, to wiele osób przyszło z tzw. osobami towarzyszącymi. W efekcie - nie było gdzie usiąść, ani nawet spokojnie "podeprzeć ściany".
W szpitalu na Banacha jest kawiarenka, w której można przecież poczekać spokojnie na bliskich. Ale po co? Lepiej robić sztuczny tłum rozsiadając się na miejscach dla pacjentów. I tak: na jednym krześle siedzi pacjent, na drugim ktoś z rodziny, a na trzecim - palta! Bo kto by tam wydawał 2 złote na szatnię?
Ech, cieszę się, że moje leczenie dobiega końca.

poliklinika szpitala WUM

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 646 (756)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…