Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#49342

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Świeża, choć mocno gówniana historia :)

Po odejściu z poprzedniej Żabki dorabiam dorywczo w innej, mniejszej, w sąsiednim mieście.
Sobota, ruch spory od samego rana, koło 9 standardowo chwilowy zastój i czas na to, żeby spokojnie zrobić sobie jakieś kanapki i herbatkę. Z przyzwyczajenia w pracy zawsze jem śniadanie gdzieś za boksem kasowym, w razie gdyby ktoś wszedł, jestem na miejscu i nie muszę latać między sklepem a zapleczem.

Wchodzi Cyganka, ze 3x starsza ode mnie i na oko tyle samo szersza. Odkładam kanapkę, witam klientkę (zero reakcji) i czekam. Babka spaceruje spokojnie z koszykiem między działami, coś tam mruczy pod nosem i zostawia po sobie ślady na posadzce. Do czasu aż nie dotarł do mnie smród byłam pewna, ze po prostu skróciła sobie drogę do sklepu przez trawnik. Czuję, ze kanapka mi się cofa, smród niemiłosierny, ale staram się uśmiechać, przynajmniej do czasu aż przyjdzie mi to sprzątnąć po jej wyjściu.
Podchodzi do kasy, pyta o ceny pomidorów, jakiegoś soku, czekolady i kilku innych produktów, nic to, że pod każdym towarem wielka cena z opisem produktu - idę, podaję kolejne ceny z naklejek, na jednym wdechu, żeby nie puścić pawia.

Nagle łapie mnie za ramię i wrzeszczy:
- Co zesrałaś się?! Coś Ty żarła tłusta świnio, że tak nap...a?!

Zatkało mnie. Zabieram rękę, tłumaczę, że przywlokła to za sobą z zewnątrz. Staram się uprzejmie, choć szczerze mam ochotę wcisnąć jej mopa w łapę i zmusić do sprzątnięcia tego syfu. A ta dalej swoje, co raz głośniej:

- Ty Polska szmato, wszystkie jesteście takie. Białe ku...y! Widzicie kogoś lepszego od siebie to nagle własnego smrodu nie czujecie!
Resztkami cierpliwości gryzę się w język i już mniej grzecznie proszę, by wyszła ze sklepu, w innym wypadku wzywam ochronę.
- Nie wyjdę, nie możesz mnie wyrzucić! Dzwoń sobie po kogo chcesz, ja też zadzwonię!
No to zamykam drzwi na klucz, w międzyczasie klikam napadówkę i czekam. W tym czasie babka dzwoni, gada z kimś przez komórkę, ale ścisza głos więc nie słyszę rozmowy.
5 minut...
10...
30...
Ochrony nie widać. Za to od dobrych 10-15 minut do sklepu dobija mi się cała rodzinka Cyganów, babka wrzeszczy, że ją zamknęłam, tamci się niecierpliwią, ale nie otwieram, po minach sądzę, że rozniosą i mnie i sklep.
W końcu po 45 minutach nadjeżdża łaskawie ochrona, otwieram, Rodzinka próbuje mi się władować do sklepu, ale jeden gest 2-metrowego dryblasa w czarnej kamizelce i robią przejście.

Przekrzykiwana przez babsko opowiadam spokojnie całą sytuację, jednego z gości prowadzę na zaplecze, pokazuję na monitoringu, z którego przy okazji dowiadujemy się, że w momencie, gdy szłam zamknąć drzwi na klucz babsztyl pakował po kieszeniach i do torby batony i pasztety.
Razem z przyjazdem policji wezwanej przez ochronę dziwnym trafem cała ferajna rozpłynęła się z przed sklepu.

Wszystko co zwinęła oczywiście była zmuszona oddać, kiedy usłyszała o mandacie, sama ze łzami w oczach zaczęła mi ścierać podłogę i przepraszać.
Mandat i tak dostała, ale na wszelki wypadek zaklepałam sobie tydzień wolnego, w razie gdyby rodzinka nie była z tego zadowolona...
No i śniadanie rzecz jasna sobie odpuściłam... :)

żabka Cyganka

Skomentuj (80) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1036 (1080)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…