Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#49397

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem o nietypowej matce...
Będzie trochę długo, ale krócej mi nie wychodzi.

Sobota, 13.04, tego pięknego dnia wracałem z Gdańskiej starówki do domu, jadę autobusem (130) nikomu nie wadząc. Na przystanku (Arctowskiego) wsiadła kobieta z dwójką dzieci - synkowie w wieku ok. 6 i 4 lata. Usiedli spokojnie obok mnie, po czym matka wyciągnęła czekoladowe batoniki i dała dzieciom. Szkraby (jak to mają w zwyczaju) ubrudziły sobie buzie czekoladą. Co zrobiła mama? Wytarła dzieciom buzie i pozwoliła dokończyć? Nie... Zaczęła krzyczeć
[K]:Krzysiek! Jak ty jesz! Zachowujesz się jak taka mała świnia. Tylko chlewika brakuje. No zobacz tylko! Całą gębę se ubrudziłeś! Jak ty wyglądasz! Zresztą ty Bartek też nie jesteś lepszy! Też się uwaliłeś tym batonem!
Po czym wyrwała dzieciom batony i schowała. Chłopcy zaczęli płakać, a ta dalej swoje:
[K]:I czego ryczycie?! Trzeba było się nie brudzić! Jeść trzeba umieć, albo wcale nie dostaniecie jedzenia, jak się nie nauczycie!
Jeszcze chwilę pokrzyczała i się uspokoiła. Chwilowo.
Skręcamy z ul. Bulońskiej w Myśliwską, automat zapowiada następny przystanek - Wołkowyska i w tym momencie kobieta dostaje szoku. Wychyla się z siedzenia i pyta kierowcy:
[K]:Przepraszam, nie jedzie pan na dworzec?
[Kier]:Nie, teraz jedziemy na Jasieńską, a na dworzec to dopiero, jak będę wracać. Zaliczy pani wycieczkę krajoznawczą (z uśmiechem).
[K](do dzieci):Widzicie, wy mali idioci! Mówiłam, żeby na 184 czekać, a nie na Jasieńską będę jechać i czekać, żeby wrócić. Czas przez was tylko marnuje!
Pewnie: najlepiej zrzucić winę na dziecko, które nie umie/słabo umie czytać, że się wsiadło do złego pojazdu.
No, ale nic, jakoś trzeba wytrzymać. Dojeżdżamy na pętlę, wysiadamy i idziemy na przystanek w stronę przeciwną (ja czekałem na 127, a familia na powrotny 130).
K sadza dzieci na ławce na przystanku i każe się nie ruszać, ja staję w rogu wiaty i obserwuję. Po chwili starszy chłopiec niepewnie wstaje.
[K]:Gdzie leziesz?! Przecież mówiłam, żebyś na ławce siedział! Tu auta jeżdżą! I sadza Krzysia na ławeczkę.
Jednak dzieciaczki znowu wstają i tym razem kierują się na trawnik za przystankiem i przyglądają się trawie. Niby w porządku, prawda? Jednak dla K niekoniecznie.
[K]:I gdzie wyście znowu poszli? Tu przecież szkła są(?), kamienie,kupy i jeszcze kilka innych rzeczy, które tam się nie znajdowały. Ciach dzieci ręką i znowu siedzą na ławce.
[K]:Mam was dość! Możecie się dzisiaj pożegnać z lego. (Tu następuje taki płacz, że chyba cała Morena słyszała).
Odliczam minuty do odjazdu autobusu, żeby się stamtąd wydostać. Po tym wszystkim, jednak nastąpiła najdziwniejsza sytuacja. Dzieci siedzą na ławce, mamusia obok nich. Wyciąga jakąś kartkę z kieszeni i mówi:
[K]:O! Kolonie i obozy. Chodź zobaczyć Krzysiu.
Chłopiec niepewnie wstaje i zbliża się do rodzicielki, jednak jej ręka blokuje mu drogę.
[K]:I gdzie znowu idziesz?! Mówiłam, żebyś siedział, bo tu auta jeżdżą i cię przejadą. I odpycha syna na siedzenie.
Po chwili:
[K]:No Krzysiu, miałeś przyjść, zobaczyć te obozy.
Dziecko wstaje, jednak znowu zostaje zatrzymane przez rękę matki.
[K]:Do jasnej cholery! Mówiłam, że masz tu nie chodzić, bo auta cię przejadą! Czy ja mówię po chińsku? I znowu sadza go na ławkę.
Tutaj nastąpił zonk z mojej strony, ale trzymam się dzielnie.
[K]:Krzysiek! Ile mam cię wołać?! Chodź, zobaczysz te kolonie.
Krzyś ponownie wstaje, ale powtarza się sytuacja sprzed chwili i synek znów siedzi.
[K]:Myślę, że chyba dzisiaj nie będziesz oglądał bajek. Nie przychodzisz, jak cię wołam, to masz.
Tutaj chciałem się wciąć, "ratować" dziecko, ale podjechał mój autobus, więc wsiadłem i odjechałem w spokoju, choć szczękę po ostatniej sytuacji zbierałem długo.

komunikacja_miejska

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (327)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…