Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#49556

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o tabletkach "72h po" - do czego służą, każdy wie.

Było to ładnych kilka lat temu. Byłam w stałym związku, lat miałam 23, no i niestety, mówiąc wprost, pękła nam gumka. Pełna naiwności uznałam, że tabletki "72h po" służą właśnie do ratowania w takich awaryjnych sytuacjach. Pełna ufności, wiedząc, że takie tabletki może przepisać każdy lekarz, nawet dentysta, poszłam do mojej przychodni do lekarki pierwszego kontaktu.

Lekko rozhisteryzowana (atak paniki już miałam całkiem niezły) opowiedziałam lekarce, co się stało i czego potrzebuję. Zostałam obrzucona stekiem niewybrednych wyzwisk i wyrzucona za drzwi. Nie chcę opisywać jak się poczułam i jak bardzo zdenerwowana byłam. W tej samej przychodni udałam się natychmiast do ginekologa - nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Tabletki udało mi się zdobyć u prywatnej pani ginekolog, która nie tylko ze mną pogadała, ale i wytłumaczyła, jak takie tabletki działają, pocieszyła, uspokoiła. Było mi to bardzo potrzebne. Koszt wizyty i recepty - 200 zł. Apteka, w której w ogóle były takie leki - piąta z odwiedzonych.

Wniosek: jak młodzi ludzie mają zapobiegać niechcianym ciążom, skoro lekarze reagują jakby prosiło się ich o aborcję, a mało kogo stać na prywatną wizytę u lekarza? Dlaczego w innych krajach takie środki (które nie są przecież wczesnoporonne) są dostępne od ręki, a u nas napotyka się na takie problemy? Czy na tym polega prorodzinna polityka kraju, że młody człowiek potrzebuje pomocy, a jest traktowany jak szmata? Smutne.

a to Polska właśnie...

Skomentuj (139) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 574 (1178)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…