Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#50158

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chciałbym się z wami podzielić prawdziwą historią o pewnym żulu, która mi się dzisiaj przytrafiła. Mam 15 lat i jestem lektorem w jednej z parafii na śląsku.

A więc tak, byłem sobie dzisiaj na Mszy. Kościelnego nie było, więc rolę zamknięcia kościoła i przygotowania ołtarza pełniliśmy my (Ja i moich dwóch kolegów). Otwarte było tylko główne wejście. Podczas śpiewu "Baranku Boży..." do zakrystii wszedł pewien pan. Wszedł przez kościół, tak że każdy mógł go zobaczyć. Myślałem sobie, że pewnie szuka pana kościelnego i za chwile stamtąd wyjdzie, bo go nie zastanie. Myliłem się. W czasie komunii schodzę do zakrystii i widzę taki obrazek:
Ten pan grzebie w naszych rzeczach (plecakach, reklamówkach). Tak wyglądała nasza rozmowa:
[Ja] Czy czegoś pan szuka?
[Pan] Mój syn ma tu gdzieś plecak...
[Ja] Proszę podać imię i nazwisko syna.
[Pan] Nie wiem... Nie pamiętam... Głowa mnie boli, muszę stąd wyjść...

Pokazałem mu gdzie są drzwi i on wyszedł. Wszedł mój kolega Maciek i się pyta kto to był. Przedstawiłem mu tą sytuację, po czym on sprawdza swój plecak i bum - nie ma telefonu. Biegniemy przez kościół w białych albach, wszyscy się na nas gapią. Dorwaliśmy gościa przy drzwiach. Telefon Maćka wystawał mu z kieszeni. Wygoniliśmy go z kościoła i o wszystkim poinformowaliśmy księży. Zanim zadzwoniliśmy na policję, delikwent uciekł.

Najgorsze jest to, że przed Mszą ten pan przyszedł do księdza proboszcza prosząc o posiłek i ciepłą herbatę. Oczywiście dostał to, o co prosił.

I jak tu chcieć pomagać biednym ?

Kościół

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (334)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…